poniedziałek, 25 stycznia 2010

Dwa oblicza konsternacji

Minister w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Mariusz Handzlik jest skonsternowany faktem nadania mordercy Stepanowi Banderze najwyższego odznaczenia ukraińskiego.

Z konsternacją przyjęliśmy decyzję o przyznaniu pośmiertnie przywódcy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) Stepanowi Banderze tytułu Bohatera Ukrainy.

Skonsternowanym można być, gdy na przyjęciu, ktoś znany dotychczas z nienagannego zachowania, upije się i zwymiotuje do wazy z ponczem. Ja byłem skonsternowany przyjęciem do rządu ministra Kryże, który ze względu na swojego ojca niekoniecznie musiał zostać prawnikiem, niekoniecznie sędzią, niekoniecznie karnym, niekoniecznie brać udział w sądzeniu opozycjonistów, niekoniecznie być przewodniczącym wydziału w dość mrocznym dla sądownictwa okresie. Postępowanie prezydenta Juszczenki w żadnym wypadku niespodzianką nie jest. Zakończył on swoją politykę historyczną akcentem mocnym, lecz konsekwentnym  i przewidywalnym. Zresztą potwierdza to sam Handzlik:

W opinii Mariusza Handzlika w polsko-ukraińskich relacjach kwestie historyczne "wykazują się znaczną nierównowagą". (...)Minister przypomniał, że "Polska nie może natomiast sfinalizować sprawy upamiętnienia ofiar reżimu stalinowskiego w Bykowni oraz uzyskać zgody na wznowienie prac ekshumacyjnych". - Do tego dochodzą kwestie gloryfikacji działań UPA - podkreślił.

Juszczenko wymierzył siarczysty policzek Prezydentowi Rzeczpospolitej, a jego minister jest skonsternowany. Kolejna rzecz. Stepan Bandera nie jest w Polsce żadną "kontrowersyjną postacią" panie ministrze. Niech pan się opamięta. To jest zbrodniarz. Osobiście nie jestem skonsternowany lecz oburzony, tak postępkiem Juszczenki, jak żałosną reakcją prezydenckiego ministra.

Juszczenko symbolicznie spoliczkował nie tylko Prezydenta Kaczyńskiego. Dał też w twarz niektórym biskupom i senatowi KUL. Mam na myśli oprotestowane przez wiele środowisk nadanie Juszczence przez lubelską uczelnię doktoratu honoris causa. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się, ze po odbiór doktoratu wchodzi się bocznym wejściem. Tę tradycję podtrzymał Adam Michnik w Krakowie.

Rozumiem natomiast konsternację Ściemy Wyborczej. Na jej stronach internetowych znajduje się dotychczas tylko komunikat PAP z informacją o żydowskim wymyśle.

"Niewątpliwie w obozach koncentracyjnych umierali w większości Żydzi, ale na liście są też Polacy, Cyganie, Włosi i katolicy. Nie wolno więc zawłaszczać tej tragedii, by uprawiać propagandę"- oświadczył bp Pieronek. (...) I dodał: "Szoah jako taki to żydowski wymysł (w oryg. tekście: invenzione ebraica - PAP), można by równie dobrze mówić z taką samą mocą i ustanowić dzień pamięci także o licznych ofiarach komunizmu, prześladowanych katolikach i chrześcijanach".

Komentowanie pod depeszą PAP jest wyłączone. Gdyby takie sformułowanie padło na antenie"Radia Maryja" lub telewizji "Trwam", bez względu na osobę, która je wygłosiła byłby krwawa jatka. Być może nawet sięgnięto by po Aro Korola specjalistę od łączenia Hitlera i ojca Tadeusza Rydzyka. Stanowisko JE biskupa Tadeusz Pieronka (takie, jak przytacza je PAP) jest potwierdzeniem tego, co od dawna głosi ks. prof. Waldemar Chrostowski - do 1998 współprzewodniczący Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. Ks. Chrostowski był z związku z tym atakowany na łamach Ściemy Wyborczej. Obiektem uwielbienia dla gazety był następca ks. Chrostowskiego - ks. prof. Michał Czajkowski, który oprócz dialogu z judaizmem długo (przez blisko ćwierć wieku) prowadził cichy dialog ze Służbą Bezpieczeństwa.

Będzie ciekawie obserwować jak sekta z Czerskiej połknie tę żabę.

piątek, 22 stycznia 2010

Wreszcie Nobel z fizyki dla Polaka oraz czarne dziury istnieją

Kwestia Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki nie będzie już budzić w tym roku żadnych namiętności. Przypadnie ona bez żadnych wątpliwości Mirosławowi Sekule za ostateczne potwierdzenie szczególnej teorii względności. To czego wczoraj i dziś  dokonał poseł Sekuła musi budzić najwyższy szacunek.
Przybliżmy to zajmując się zagadnieniem dylatacji czasu sprowadzającego się do tego, że czas jaki mija dwoma zdarzeniami nie jest jednoznacznie określony, lecz zależy od obserwatora.  To zadziwiające i sprzeczne z intuicją zjawisko można było zaobserwować wczoraj pod koniec posiedzenia komisji hazardowej. Mianowicie czas pomiędzy odpaleniem stopera posła Sekuły  ogłaszającego 10 minut przerwy, do momentu kiedy Eksperymentatorowi stuknęło na stoperze 10 minut i zagadał do krzeseł pytając te przemiłe meble gięte czy mają jakieś pytania do osobliwości Zbynia, był różny w zależności od obserwatora.

czwartek, 21 stycznia 2010

Na marginesie, blog Pod Warczącym Wibratorem i rzyg.

Arkadiusz Rybicki to kolejny poseł PO, który zrywa z tradycją że karta opozycjonisty zobowiązuje do zachowania minimalnych standardów moralnych.

Ściema Wyborcza zamieściła swego czasu fragment przemówienia Arkadiusza Rybickiego insynuującego związek pomiędzy głosowaniem  ówczesnego członka Kolegium IPN Andrzeja Grajewskiego, przeciwko kandydaturze Janusz Kurtyki na stanowisko prezesa Instytutu, a odnotowaniem w tzw. raporcie Macierewicza współpracy historyka z WSI.
Na bezczelną insynuację (według mnie polityczną łobuzerkę w dokładnie stylu chuligana Palikota) listownie odpowiedział pan Kurtyka stwierdzając  m.in.
Oświadczam, iż sugestia posła Rybickiego, jakobym miał zemścić się na dr. Andrzeju Grajewskim za jego głosowanie na Kolegium jest wyjątkowo nikczemna i wpisuje się w pozamerytoryczną dyskusję na temat Instytutu.
Ściema Wyborcza oczywiście przytoczyła odpowiedź Rybickiego, bezczelnie potwierdzającego, że insynuuje, ale niech Kurtyka poczuje, jak to jest dobrze gdy IPN insynuował. Szczegółów insynuacji paszkwilant nie podał, a przynajmniej Ściema nie wydrukowała.

wtorek, 19 stycznia 2010

Pędzący Królik? Nie! To Struś Pędziwiatr.

Nie moge sie zebrać i napisac o sprawie śmiertelnie poważniej jaką są prawdziwe kulisy powstania państwowej atrapy niepodległego państwa nazwanego Czecią RP.

Pomyłka w numeracji to jeszcze inny problem. Szanowany powszechnie awtorytet Czecią Niepodłegłością nazwał ni mniej ni wiecej tylko P R L Gomułki. Jest to wycinek zagadnienia, które starałem się zarysować zanim Mendia Obywatelskie (konkretnie dwóch obywateli: Janke Igora i Krawczyka Radosława) Spółka z wyjątkowo ograniczoną odpowiedzialnością były uprzejme mnie ewaporować. Przerwana u wzorcowych hipokrytów epopeja "ROK 1966" zostanie przypomniana i zakończona. To jest prywata :)

Szczerze oświadczam, że wymienione zajawki nie są reklamą tylko mobilizacją. W moim przypadku interaktywna komunikacja przebiega w cyklach. Ilość informacji przepływającej przez serwery jest ogromna. Aby ją ogarnąć, choć w ułamku procenta, należy  powiedzieć rodzinie i wszystkim innym do widzenia, aż mi komp padnie, lub wyłączą zasilanie. Spoko, to nie jest wieczność. Komp jest już padnięty.

sobota, 16 stycznia 2010

Australijska Holenderka śpiewa po norwesku, ale dlaczego Mirusia?

W Moherowie znowu granie. Tym razem dwa klipy, jako zapowiedź dwóch muzycznych postów i pewnego problemu, charakterystycznego dla III RP.

Pieśń Solwejgi wykonuje urodzona w Australii, z rodziców Holendrów, sopranistka liryczna Mirusia Louwerse. Skąd imię? Czy aby na pewno Mirusia, nie Marusia? Sama pieśniarka mówi, że it's pronounced Mee-roo-sha. Jednak nie Marusia. Jak dodam, że zdarza się tej pani zaśpiewać dla KVO - organizacji holenderskich kobiet katoliczek, już się trochę wyjaśni.



piątek, 15 stycznia 2010

"The Gay's Chronicle" reports

środa, 13 stycznia 2010

Mozart z flaszki, Chopin z kieliszka i inne szkło - GRAMY!

Kolejny koncert w zapyziałym Moherowie.
Późno już, ale sam tytuł wskazuje, że przed 23 nie powinno poruszać się takich tematów.

Niedawno grałem tematy klasyczne w rockowej konwencji. Mam do takiej muzyki stosunek ambiwaletny. Uważam jednak, że plusów dodatnich jest znacznie więcej. To są często drzwi do świata muzyki klasycznej. Ja co prawda wchodziłem po grzbiecie Isao Tomity, ale i przez Malmsteena jest dobra droga. Nie będzie dobrze, gdy ktoś pomyli drzwi lub drogę i pomyśli, że Mozart z flaszki to wielka sztuka

wtorek, 12 stycznia 2010

Święty Jerzy, czy raczej hear no evil, see no evil, speak no evil?

Czy Owsiak jest największą katastrofą Polski w historii? pyta w Szatni24 iTrammer i dodaje:
O Owsiaku jako o nieszczęściu Polski pisze sie w S24 więcej niż o różnych według mnie większych, dawnych i obecnych, nieszczęściach Polski. Różni autorzy podają wady jego akcji, inni domyślają się innych jeszcze, ukrytych, grzechów - ale dowodów nie przytaczają. Nie moge tego zrozumieć. Jedni mogą go i jego akcję lubić, inni - nie, ale dlaczego tyle się o tym pisze? Np nie pisze sie tyle o pijaństwie kierowców, którzy nieraz zabijają kogoś i siebie. O co to chodzi?

niedziela, 10 stycznia 2010

Fundacja Helsińska, czyli human rights w optyce Ściemy Wyborczej

Gdy pisałem poprzedni post sprawdziłem jakie zainteresowanie wśród walczących o prawa człowieka wywołały ostatnie ataki na chrześcijan. Oczywiście żadne. Aktualnie Różne ekipy speców od human rights zajmują ksenofobią, globalnym ociepleniem - Minority Right Group. Human Right Watch w dziale Azja i Bliski Wschód nic zauważyła. Lekarze Na Rzecz Praw Człowieka zero. Hiszpanie mają swoje problemy. Prawa człowieka w Kolumbii i przestępstwa frankistów. Nawet im trochę pozazdrościłem i pomyślałem, że nasi rodzimi szpece mogli by wykazać jakieś zainteresowanie ukaraniem osób które systemowo gwałciły prawa człowieka w prlu. Ciekawiło mnie czym ta ekipa się zajmuje ponieważ ostatnio byłem uprzejmy słyszeć o nich przy okazji batalii o krzyże we wrocławskim liceum i pozwu gościa ze Świnoujścia, którego dobra narusza krzyż w urzędzie gminy. Prawo człowieka do przebywania w przestrzeni wolnej od dymu papierosowego, dwutlenku węgla i krzyży podstawą nowoczesnego społeczeństwa. Zwłaszcza wolność od krzyży jest w stanie kupić uwagę doktora prawa Adama Bodnara.

sobota, 9 stycznia 2010

Piorą czarnych... żeby tak w Polsce zrobili z nimi porządek.


Ostatnio miały miejsce kolejne krwawe ataki na chrześcijan. W minioną środę w egipskim Nag Hammadi terroryści islamscy otworzyli ogień do wychodzących z pasterki koptyjskich chrześcijan. Zginęło sześciu wiernych, policjant i dwóch muzułmańskich przechodniów. Przemoc wobec społeczności koptyjskiej nie słabnie od lat . 4 maja 1992 - w Sanabu zamordowano 11 Koptów i dwóch muzułmanów,  8 sierpnia 1993 - postrzelono Kopta, znajdującego się w szpitalu należącym do jego brata. 24 sierpnia 1993 - zastrzelono chrześcijańskiego studenta w Anboub.  22 lipca 1993 - w Manfalout zastrzelono koptyjskiego lekarza. 21 września 1993 - zastrzelono nauczyciela koptyjskiego w Dayrut. 20 października 1993 - bojówkarze islamscy ostrzelali chrześcijański szpital. 26 lutego 1996 - 11 osób zginęło (8 Koptów) w Assuit, południowy Egipt. Poza tym motłoch podpalił 41 domów w przeważnie chrześcijańskiej wsi w regionie Sharqiya w związku ze słuchami o planowanej rozbudowie kościoła.  Więcej na stronie Chrześcijanie świata arabskiego

W Wietnamie nie ustają represje komunistów wobec katolików. Również w środę wietnamska policja wtargnęła na teren parafii w Dong Chiem ok. 70 km od Hanoi. Policja zapewniała ochronę wojskowej jednostce inżynieryjnej, która wysadziła krzyż znajdujący się na terenie parafialnego cmentarza. Kilkuset policjantów zaatakowało gazem łzawiącym i elektrycznymi paralizatorami wiernych proszących o pozostawienie krzyża.

czwartek, 7 stycznia 2010

Licytacja, czyli pałkarze i łagiernicy


Licytację rozpoczął Tomasz Lis, dziennikarz dwóch dekad. Okazuje się, że aby zostać pałkarzem wystarczy napisać, że ktoś grzeszy. Tak po prosu bez ogródek i czajnika stwierdzić, że pederaści grzeszą. Zatrzęsło panem Tomaszem, gdy taką mowę nienawiści odnalazł u redaktora Terlikowskiego. Odezwał się w nim moralista i teolog i aż zawył: a gdzie miłość bliźniego, przebaczenie! Później gładko stwierdził, że grzesznicy z pewnością dostają u księdza rozgrzeszenie a strażnicy moralności z pałkami nie. Widzę jedną możliwości potwierdzenia w praktyce teorii Lisa w odniesieniu do zatwardziałych homoseksualistów. Konfesjonał ustawiony w studiu TVN a w środku spowiednik ociec Szymon Hołownia.
Kolejna możliwość zostania pałkarzem i talibem. Może i grzeszą, lecz kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień. Koniec. Nie ma zmiłuj. Nie jesteś Terlikowski święty to się nie odzywaj. Dialektyka tow. dziennikarza Lisa polega na tym, ze nie wspominając o swojej planowanej kanonizacji ON może wskazywać grzeszników i wymieniać ich grzeszne czyny. Czemu zawdzięcza tę cechę?. Generalnie poprzez przynależność do Bractwa z IV Wymiaru. Podlega ono innej moralności i kieruje się metaetyką. Rzecz wielce ciekawa warta osobnego opisania więc teraz skończę.

Niedobrze mi się robi gdy czytam takie tanie chwyty. Czyżby Tomasz Lis ostatni raz był u spowiedzi przed Pierwszą Komunią Świętą i trzeba mu przypomnieć o rachunku sumienia, wyznaniu grzechów, żalu za grzechy, zadośćuczynieniu Bogu i bliźniemu, postanowieniu poprawy (wszystko szczerze, nie dla picu). Oczywiście żartuję. Tow. redaktor Tomasz doskonale o tym wie.

W każdym razie Lis jest otoczony przez masy pałkarskich moralistów i Talibów. Nie słyszałem co prawda by korzystał z ochrony ale wierzę, że się boi ukamienowania przez Terlikowskiego. Ma rację. Strach przed zagrożeniem fundamentalistycznym terroryzmem jest taki, że po odbiór doktoratu honoris causa wchodzi się ostatnio do uczelni bocznym wejściem i w towarzystwie obstawy.



Na marginesie. W udzielaniu absolucji specjalizuje sie właśnie sekta z Czerskiej. Istnieje u nich pewna procedura odpuszczania. Należy swoje grzechy wyznać, a przynajmniej jeden, niekoniecznie największy. Penitentowi wypada znaleźć coś na swoje usprawiedliwienie. Najlepsze wisty to: chęć naprawienia krzywd wszystkim ludziom, wynikające z oświeceniowego humanizmu pragnienie zbudowania raju na ziemi. kategoryczny imperatyw zbudowania sprawiedliwego świata , młodzieńcza naiwność, przebywanie w środowisku o dużym stopniu nasycenia tlenkiem węgla (CO) - tzw. zaczadzenie.  Boczenie sie na widok ofiary i święte oburzenie na wspomnienie o grzechu will be an asset. Na koniec można powiedzieć przepraszam, choć nie jest to warunek sine qua non.

Lisowi pozazdrościł Żakowski i go przelicytował. Do tego w taki sposób, że nie widzę możliwości by  np. Wołek przelicytował Żakowskiego. Będę słuchał w piątek o ośmej w RynszTokFM godziny nienawiści z udziałem wymienionych dżentelmenów i ostatniego z ekipy Fantastic Four, ale już teraz uważam, że licytacja została za-koń-czo-na! Szlus, nie ma innej opcji. Piszę to, choć doświadczenie mnie nauczyło, że w takich sprawach zbyt szybko wydaję opinie i jestem człowiekiem małej wiary.

Co dorzucił do puli red. Żakowski? Otóż w poniedziałek stwierdził ni mniej ni więcej, że
Okrucieństwa nowoczesnych społeczeństw - od gilotyny po gułag, islamski terroryzm i pisowską lustrację - były ubocznym produktem wielkich emancypacji.
Tak. Żakowski z kumplami ledwo dwa lata cieszy się wolnością. Trzy zimy temu  karczował lasy w Bieszczadach. Poniższe zdjęcie przedstawia co prawda łagierników z Kołymy przy budowie drogi, a nie Żakowskiego pod Ustrzykami, ale tak musi to wyglądało Zresztą miał farta. Nie został zgilotynowany.



Małe ćwiczenie. Spróbujcie wypowiedź publicysty wytłumaczyć z sensem jakiemuś łebskiemu studentowi z Oxfordu, niekoniecznie z Corpus Christi College. Nie wiem co Żakowski nawyprawiał w poprzednim wcieleniu, że w tym, rozum obszedł się z nim tak okrutnie, ale podejrzewam grubszą aferę.

środa, 6 stycznia 2010

Tradycja, czyli Friedrich Wilhelm Platz we Wrocławiu

Tradycja. Już o niej pisałem. Jednak całkiem niedawno poczułem jak dobrze jest ją mieć.

We Wrocławiu trwa walka o nazwę ulicy. Brzydki PiS postanowił upolitycznić narodowego bohatera rotmistrza Pileckiego. Nie wziął go sobie za patrona. Upolitycznienie polega na tym, że wrocławscy radni PiS zaproponowali zmianę nazwy ulicy na ulicę rtm. Pileckiego. Zarzut upolitycznienia został ochoczo podchwycony przez dręczycieli mózgojadów na forum Gazety. Mam nadzieję, że nikt z PiS przynajmniej w tym roku nie zająknie się o Chopinie, ani nie zasiądzie na widowni Konkursu Chopinowskiego. Takie upolitycznienie, byłoby skandalem na skalę międzynarodową. Można by odetchnąć gdyby tylko sprawa skończyła się na artykule w Der Tagesspigel, Jamaica Sun, Le Soir i eseju Adama Michnika. Niestety oczami duszy mojej widzę zgłoszony przez frakcję socjalistów projekt uchwały PE wzywającej do zabrania Polsce środków na oświatę, kulturę i hodowlę dżdżownic kalifornijskich.

Jest we Wrocławiu aleja, zwana Promenadą. Nazwa przynajmniej wg naczelnej lokalnego dodatku Ściemy Wyborczej tradycyjna. Cóż,  Wrocław gród wiekowy. Skoro nazwa tradycyjna wydawałoby się, że jej rodowód sięga czasów jeśli nie Henryka IV Probusa  to przynajmniej Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego czy raczej posługując się tradycyjna nazwą das Heilige Römische Reich deutscher Nation. Ale gdzie tam. Frakcja tradycjonalistów do której oprócz pani Podredaktor należy również Towarzystwo Upiększania Miasta Wrocławia jest w stanie wywieść nazwę od czasów  kanclerzowania w Prusiech księcia Otto Eduarda Leopolda von Bismarck-Schönhausena. Wobec tysiąca lat Wrocławia rzeczywiście tradycja jak cholera. Zresztą mądrych inaczej we Wrocławiu jest więcej. Otóż rajcowie wrocławscy kiedyś uchwalili, że w ścisłym centrum ulice powinny nosić dawne tradycyjne nazwy. Na szczęście radni nie są aż tak konsekwentni. Póki co (jeszcze?) nie przywrócono tradycyjnych nazw, takich jak: Berliner czy Friedrich Wilhelm Platz, Albrecht-Straße, Junkern-Straße, a dzieci nie uczą się w König Wilhelms-Gymnasium. Geniusz radnych jest wprost niewiarygodny. Jestem przekonany, że za kilka lat niemiecki turysta będzie mógł przyjechać z wydaną za panowania cesarza Wilhelma II  mapą Breslau (to jest, przyznaję, rzeczywiście uświęcona wiekami tradycji nazwa). Do tego naprawdę trzeba mieć umysł lotny jak węglowodór alifatyczny. Skąd się biorą tacy rajcy? To czytelnicy Ściemy Wyborczej. Właśnie u nich im miasto bardziej multikulturowe tym lepsze. Gdyby nie błogosławione rozbiory taka Łódź byłaby warta nawet nie jedną czwartą obecnej. Odbywający się w Łodzi festiwal czterech kultur to skarb, którego bez rozbiorów by nie było (pominę fakt, że tak naprawdę jest to festiwal jednej kultury, wcale nie polskiej).  Zatem pomysł radnych z Wrocławia należy zaszczepić w Łodzi i przynajmniej nazwy ulic pisać cyrylicą. W sumie przez ostatnie wieki ile lat Łódź cieszyła się niepodległą Polską? Nawet nie pięćdziesiąt. Albo w takiej Nowej Hucie, posadowionej przez Bolesława Bezwstydnego na prawie radzieckim, ścisłe centrum też powinno być ten tego.

Z tego punktu widzenia samo odrodzenie się Polski po I WŚ brutalnie przerwało wiekowe juz tradycje i wielokulturowy wątek historyczny. Czy w ogóle zdajecie sobie sprawę  ile w 1918 roku taki łodzianin musiał wycierpieć? Nowe pieniądze, nowe dokumenty, nowe szyldy na sklepach i te cholerne nowe ulice z nowym łacińskim alfabetem. Rany, jaki to był bałagan. Gdyby nie cud nad Wisłą przynajmniej na czcionkach w linotypach człowiek by zaoszczędził. A tak? Cały ich mały świat - heimat po nowemu. Dwadzieścia lat spokoju i znowu wszystko do wymiany. Już Lwów miał lepiej od Łodzi. Elita (przynajmniej dla niektórych oświeconych) już październiku  39 r. zaczęła używać carskich maszyn do pisania... utworów o szczęśliwym wyzwoleniu. Tylko Wasilewska w nową tradycję weszła ze starymi meblami, co to jej ze stolicy pańskiej Polski do Lwowa Gestapo przewiozło. Znów zawiniły monokulturalne korzenie. Inaczej w prlu miałaby się pamięć o Wandzie, gdyby u niej choć jeden korzeń był inny.

Nie przypadkowo przeniosłem narrację [ach ta inflacja słów :-)] z  Łodzi do Lwowa. Do tego miasta po wyzwoleniu w 39 zaczęła ściągać późniejsza elita intelektualna Polski, z której korzeni wyrosło kolegium redakcyjne  Ściemy Wyborczej. Intelektualiści wpasowali się co prawda w nową tradycję ale za to o jakim potencjale :o! I tak dociągnęliśmy do drugiego powodu który powoduje, że rotmistrz Pilecki czy inny Stanisław Sojczyński "Warszyc" (od 11.11.2009 r. generał) w żaden sposób nie pasuje nadredakcji. To po prostu nie jest ta tradycja. Gdyby jakimś cudem Polska w 1953 r. odzyskała niepodległość, elicie intelektualnej nie pomógłby nie tylko pistolecik Kołakowskiego, ale i bateria haubic rozstawiona w jej gabinetach.

Przypomnijcie sobie dziecięce wigilie. Przy stole cała rodzina, wzruszenie, opłatek, życzenia, siano pod obrusem, kolędy, postne potrawy - tradycja potraw(to w języku azraelskim - pewnego nabzdyczonego blogera, ooops, zgodnie z tradycyjną inflacją słów publicysty). A ci z Czerskiej co mają wspominać?
Nigdy nie lubiłam świąt. Przed nimi u mamusi w biurze było zawsze mnóstwo pracy i mamusia bardzo późno wracała z Mysiej do domu.
Zresztą jak nie mamusia, to tatuś, jak nie Mysia, to Ministerstwo Bezpieczeństwa Wewnętrznego lub KBW. W ich domach przed każdymi świętami panował bojowy dosłownie nastrój i wzmożona czujność.
Pamiętam jak w Wigilię tatuś brał mnie na kolana i czytał  kilka stron Szosy Wołokołamskiej lub wyimki z Krytyki programu gotajskiego.
Czy to miłe wspomnienie? Na pewno nie.  No a gdyby na Czerska trzeba było dojechać ulicą rotmistrza Czaykowskiego, generała Fieldorfa "Nila", przez rondo Wolności (Prasy Publikacji i Widowisk) mijając pomnik Żołnierzy wyklętych?

Gdy się intelektualiści pono wydobyli z zaczadzenia musieli nawiązać do jakiejś tradycji. Do końca 89 roku święta obchodzili raczej po polsku i nawet w kościołach ich było widać, ale gdy runęły mury... Niektórzy zrezygnowali z Tradycji Potraw i poszli w stronę Święta Namiotów. Inni zaczęli zapraszać dziwnych kolędników, którzy w wigilię z cygarem w zębach do szklanki zamiast kompotu z suszu nalewają łyski. Jeszcze inni teoretycznie kultywują Święto Potraw i Sztucznych Ogni ale co roku wg innej tradycji. Raz jest to karp po niemiecku, raz po żydowsku, po skandynawsku lub z budyniem, zupa ucha, karp w bułce z frytkami i Coca-Colą. Kebabu z karpia zdaje się nie robią. Szczerze mówiąc cała Polska to nie jest aż taka wielka tradycja. Rzeczpospolita Obojga Narodów to co innego (zwłaszcza ta po Unii, nie Lubelskiej, Jałtańskiej i Brukselskiej) Gdy czytam Wielkiego Eseistę wiem, że na tradycję Drugiej Rzeczpospolitej składają się: zamordowanie Narutowicza, proces Brzeski, Bereza Kartuska i getto ławkowe. Wszystko co dobre w kulturze to multikulturowość, przenikanie się wpływów. Reszta to nacjonalizm, szowinizm i polski zaścianek. Rozbiory kopnęły nas cywilizacyjnie i kulturalnie do przodu. Dlatego wejście do Unii jest ogromną szansą dla kultury... regionalnej. Kultury Wrocławia, Gdańska, Łodzi czy Rzeszowa. Na Kurpiach, Ziemi Łowickiej niech sobie wycinanki robią i jajka malują.

Zawsze gdy słucham rozpaczającego Tewje myślę - Ty Tewje rękami tak nie wymachuj i pięści nie zaciskaj. Ty sobie Tewje pomyśl, że on the other hand mógłbyś mieć nie pięć córek, a jedną i zięcia - krzyżówkę Perchika, Fiedki i policjanta, albo za prawnuczków Stefanka i Adasia.


Nie narzekajmy jednak. W Polsce Tradycja trzyma się mocno. W Komisji ds. hazardu posła Wassermana i wykształcenia posłanki Kempy jasełka. Rząd nie może wytrzymać bez hazardu i gra na opcje walutowe. Jak każdy nałogowiec gra za pożyczone (drobne 20 miliardów). Ciekawe, że jak przegra to zapłaci nie rząd (tzn. nie nierząd czyli Tusk i ministrowie) a wszyscy Polacy. Wszyscy Polacy to jedna rodzina jednak wyraźnie nie z rządem.
Dziś tradycyjne Święto Trzech Króli... z talii Donalda - Mirra, Grzecha i Zbycha. Pomyśleć, że jeszcze trzy miesiące temu wydawało się, że to dupki żołędne.



.

niedziela, 3 stycznia 2010

Polowanie. Opowieść o wielkim łowczym

Po prostu nie wytrzymałem. Stąd ta historyjka obrazkowa.

Wszystko zaczęło się gdy rano w Szatni24.pl ujrzałem dramatyczny tytuł. Rozglądnąłem się w poszukiwaniu konserwowanego przed świętami Mausera, by bronić kuzynku, gdy dotarło do mnie kto to napisał. Dotarło i szarpnęło. Dokładnie jak na widok Żelka, czy innego POkemona opisującego stopień uwikłania Wassermanna w aferę hazardową. Taki bezczel w biały dzień? Zamiast po Mausera sięgnąłem po gugle Efektem guglarstwa chciałbym się z wami podzielić. Z góry uprzedzam, że post jest pisany z założeniem znajomości historii Szatni24.

Bezczel wyglądał tak:

Prawda, że dramatycznie. Jaki szlachetny Infidel. Spórzmy zatem na blogowego obrońcę przesladowanych.

Opowieść zacznę od jego deklaracji które brzmiały:
 
Mam lepszą pamięć  i odpowiadam na pytanie drugie:





Zacznę od słynnego wiersza. Znów najpierw głos ma Infidel.
Aha, proszę zwracać uwagę na daty, tam gdzie są widoczne.

 
 A teraz poezja, dwukrtotnie
Dalej już proza

 
 



 

 

 
 
 



 
 

 
 
 
 
Zmiana klimatu

Wyjątkowo obrzydliwy atak sieciowego Robin Hooda


Skończyło się na tym, że biegły sądowy w zakresie rachunkowości i finansów nazwał Infidela głupcem, kłamcą i oszczercą. Poczytajcie sami omniscienta, tym razem w roli księgowego: Kataryna Hipokrytka przeciw przejrzystości

Morału nie napiszę, to nie jest blog dla dzieci. A miałem ponownie napisać o Kłopotowskim ;(

piątek, 1 stycznia 2010

Moralistą powinien być morderca i dziwkarz, niech Papież się zamknie [updated]

Oto najnowsze wytyczne moralne i szkoła rozwoju uczuć według nowojorskiego celebrykieta Krzysztofa Kłopotowskiego.
Skandale obyczajowe Polańskiego, Piesiewicza i - było nie było - Terlikowskiego z Krauzem, należą do lepszych rzeczy, jakie nam się ostatnio przytrafiły. Zmuszają do przemyślenia etyki seksualnej. To konieczne przy szeroko otwartych granicach na Zachód. Koniec kwarantanny! Do niedawna Polacy bali się o tym myśleć, tym bardziej głośno mówić. Nasza kultura jest wiejska, dworkowa i naiwna. Jakże jesteśmy zacofani przy wielkomiejskiej i dworskiej kulturze Francuzów, gdzie intryga seksualna wiązała się z polityczną. Kiedy emocje erotyczne są poddane racjonalnej rachubie, wzrasta kultura uczuć. Rozwój świadomości wymaga skrajności zarówno w człowieku, jak i w społeczeństwie. (...)
Zanim zostałeś moralistą powinieneś grzesznikiem. Dopiero wtedy wiesz, o czym mówisz, nie jesteś cudzą tubą. Również nie powinno być samych świętych w jakiejś zbiorowości. Np. Tomasz Terlikowski nie miałby powodu, żeby się odezwać, a mimo wszystko mówi ważne rzeczy.  Nie byłoby też okazji, by mu odpowiedzieć rozważając racje. Tym sposobem stajemy się mądrzejsi zdanie po zdaniu, krok po kroku wracając do Europy.

Co tak płytko idioto? Do europejskich korzeni wrócimy, gdy intryga seksualna powiązana z polityczną sięgnie czasów rzymskich, osobliwie cesarza Kaliguli.

Nie pozostaje nic innego jak uznać, że na temat dekalogu powinni moralizować Charles Manson, Józef Stalin i Rasputin.

Update 18:20
Przed chwilą w mailu ktoś mi zarzucił, że prymitywizuję Kłopotowskiego. To nieprawda. Kłopotowski posługuje się psychologią jak łomem i cepem, tak przynajmniej myślę uważa, że znalazł w Jungu coś na kształt teorii wszystkiego.
Radziłbym jednak by trzymać się ziemi. Zanim ktoś wejdzie na metapoziom i zacznie pieprzyć zwulgaryzowane poglądy etyczno-społeczne podszyte Jungiem i własnymi chorymi fantazjami powinien poczytać Platona, Arystotelesa. Co nieco o cnotach chrześcijańskich i kardynalnych, czy choćby de Melebrancha.

Teorie o rozwoju jednostkowym i społecznym przez uleganie żądzom i popędom, dobrym aspekcie zła są niedojrzałe (wręcz prymitywne), amoralne u podstaw i prowadzą do totalnej destrukcji jak nazizm i komunizm. Takie poglądy tworzą osobowości wybitnie narcystyczne, o małej zdolności do samokrytycyzmu.
W pierwszej to chwili śmieszy, w kolejnej przeraża, gdyż takie odwrócenie moralności, nie tylko usprawiedliwianie ale i robienie z wystepku warunku do rozwoju, jest dziś lansowane przez dęte autorytety. Taka kombinacja wzięła się od grzeszników, którzy w żadne inny sposób nie mogliby dostać rozgrzeszenia i wymyślili drogę na skróty, tworząc z grzechu nie przeciwieństwo, ale uzupełnienie cnoty. Jeżeli jeszcze dołożyć do tego współczesną psychologię mamy komplet. Rachunek sumienia, jak bilans jak w porządnej firmie wychodzi na zero. Tylko, że to gówno prawda.

Kłopotowski pisał, że u niego na nie mają prawa pisać chamy i głupcy. Ma zatem prawo i obowiązek podwójnego samozabanowania.