wtorek, 17 sierpnia 2010

Czy art moderne jest passé?

Jakim zaskoczeniem dla świata artystycznego był dzisiejszy występ młodego duchem emeryta z podlubelskiej wsi. Na sprawcę "zbeszczeszczenia" tablicy spadły głosy potępienia, środki przymusu bezpośredniego i inne represje. Na wszystkich forach przyszyto go do PISu. Ponoć kodeks karny wycenia jego czyn nawet na 5 lat pozbawienia wolności. A gdzie jest wolność ja się pytam? Gdzie prawo artysty do swobodnej ekspresji, do montowania w przestrzeni nacechowanej zaduchem minionych epok, świeżego powiewu sztuki nowoczesnej. Można dopatrzyć się pewnego prymitywizmu w artystycznym wyrazie przeżyć wewnętrznych artysty, ale tylko z uwagi na użycie szklanego i nieekologicznego opakowania. Tak naprawdę trudno mistrzowi zarzucić nikiforyzm. Nikifor, który posługiwał sie tradycyjnymi formami, mógłby czyścić tajemniczej postaci słoiki.

Nie udawajmy obłudnie zgorszenia . Artystyczne robienie w gównie ma już długą tradycję. Nie śledzę na bieżąco wydzielin świata artystów (poza artystami wydalającymi do prasy, vide top bloga), dlatego krótką historię fekalistyki artystycznej podaję, za artykułem Kupa sztuki z przewagą ekskrementów z Rzeczpospolitej.
Odchody cenniejsze niż złoto
W 1920 roku Marcel Duchamp, znany grepsiarz, przywiózł nowojorskiemu znajomemu pamiątkę z Paryża: powietrze. Zamknięte w szklanej ampułce. 40 lat później inny artystyczny jajcarz Piero Mazoni zapuszkował substancję równie tanią, choć bardziej wyczuwalną – własne fekalia. 90 konserw, każda z 30-gramową zawartością. Po kilku latach ta limitowana edycja osiągnęła na rynku sztuki kwoty 75 tysięcy dolarów. Za porcję. Sześć lat temu Tate Gallery z dumą donosiła, że udało jej się kupić puszkę po promocyjnej cenie, za 30 tysięcy dolarów.
W dniu dokonania tej kloacznej transakcji maklerzy giełdowi przeżyli stres: za 30-gramową grudkę złota płacono niewiele ponad 300 dolarów. Temat godny filozofów.
Pod warunkiem, że mamy pewność co do zawartości puszek Manzoniego. Bo plotka głosi, że artysta zakpił z poważnych dilerów i naładował do puszek… gipsu. Spieszę jednak pocieszyć wszystkich, którzy wyłożyli kasę za „Merda d’Artista” (jak oficjalnie zatytułowane jest dzieło). Otóż niektóre konserwy eksplodowały. Niezły gips.
Zmarły przed dziesięciu laty niemiecko-szwajcarski twórca Dieter Roth napisał autobiografię, w której spisał swe godne uwiecznienia defekacje. Z kolei nowojorski artysta i dziennikarz Alden Todd postanowił własne dokonania zastąpić pracą innych. W pośmiertnych wspomnieniach (zmarł dwa lata temu) przywołano jego ideę zgromadzenia kupek 400 kolekcjonerów. Cuchnąca materia stała się popularnym tematem sztuki. Dowodzą tego dwie tegoroczne wystawy w Nowym Jorku; obie o tytule niepozostawiającym wątpliwości co do przesłania: „Shit”. W galerii Feature Inc. motyw zinterpretowało kilkudziesięciu autorów, powołując się na klasyków, m.in. Boscha i Bruegla. Szambo ma swoją wielką przeszłość.
Pokaz miał nowojorską konkurencję – „Shit” w Yvon Lambert Gallery. Jej autor Andreas Serrano przedstawił cykl fotografii z tytułowym surowcem w roli głównej. W kadrach – efekty wypróżnienia różnych zwierząt (w tym celu artysta odwiedził ekwadorskie zoo) oraz samego autora.

Bardzo jestem ciekaw opinii znanej z popierania ekstremalnych i ektrementalnych środków wyrazu redaktor Paradowskiej z najciekawszego polskiego tygodnika opinii. Jej uwielbienie dla fekalisty na P. z podlubelskiego miasta na B. było znamienne. Ciocia Paradowska powinna, nie tylko z uciechy klepać się po udach, ale i grzebać palcem w... oku, by dostrzec wszystkie szczegóły i ogólną perpektywę występu artysty nowoczesnego.

Dlaczego milczą zazwyczaj głośni adoratorzy i zwolennicy instalowania genitaliów na krzyżu, kondomu w monstrancji,  czy gównianych ale publicznych instalacji słowno-rekwizytorskich posła na P. z podlubelskiego miasta na B? Na naszych oczach w sposób bezprzykładny represjonuje się artystę. Dlaczego pod aresztem czy innym miejscem przetrzymywania geniusza nie czeka radio TOK-FM. Czy za tym goownianym mistrzem ujmie się inny artysta kucharz z warszawskiej uczelni i jego fani? To był fun, czysty fan podkreślmy. Ukrzyżowany pluszowy miś na krzyżu i rozprysk goowna na zatęchłym i cuchnącym formalizmem estetycznym frontonie Pałacu Namiestnikowskiego są tej samej wartości. Dość obłudy i zakłamania. Protestujcie moderniści, postmoderniści obrońcy niekrepowanego dulszczyzną prawa czlowieka do zasrania przestrzeni. Odchody są ludzkie a nic co ludzkie... To wczoraj była potrawka z królika z truflami, w sosie chasseur. Minął tylko jeden dzień i wszyscy są zniesmaczeni? O tym pisałem w poście Gombrowicz, Terencjusz oraz paserzy i alfonsi. Czyli ja jestem kryty. A obłudnicy z Czerskiej i wiertniczej?

Tak bez ironii i z przykrością kolejny raz trzeba przyznać rację Mikołajowi Gómezowi Dávili. W społeczeństwie rysującym się na horyzoncie, nawet entuzjastyczna współpraca sodomitów i lesbijek nie uchroni nas przed nudą. Aby nudę rozproszyć trafił się egzemplarz modernisty, którego kolumbijski filizof przewidział: Z pewnością istnieje nowoczesny malarz, który dla odcieni swej żółci i ochry używa fekaliów.


.

2 komentarze:

styx pisze...

Alez trudne pytania zadales i ilez to na raz. Tez nie potrafie do konca pojac braku poparcia ze strony postepowych mediow dla artysty fekalisty. Jestem rozczarowana Pacewiczem - jak to sie stalo, ze nie zaprosil on pana Eugeniusza do pociagu? Skoro stac go bylo na wspolne z Betlejewskim odmienialnie slowa "Zyd", to nie stac go na odmienienie z panem Eugeniuszem "tablicy pamiatkowej", lub "sloika fekaliow"?

Dagmara Fafińska pisze...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.