środa, 16 grudnia 2009

Przestrzeń wolności w liceum. Gramy!

Obiecałem koncert i dotrzymuję słowa.
Gram muzykę, która w czasach licealnych stanowiła dla mnie przestrzeń wolności. Gdy Piotr Kaczkowski rozpoczynał środową Muzyczną Pocztę UKF wyłączałem lodówkę. Radio z którego nagrywałem Kamadę Pinka Fłojda, Beatlesów, Zeppelinów, Emersonów, czy w czwartek muzę elektroniczną, nie było dobrze ekranowane i włączająca się lodówka odciskała się na taśmie nieprzyjemnym trzaskiem.

Liceum jakże często pierwszy raz:
  • pierwsza pała,
  • pierwsze wino patykiem pisane,
  • pierwsze zauroczenie,
  • pierwszy wyjazd pod namiot,
  • pierwsze własne radio (Amator),
  • pierwszy magnetofon (ZK-145),
  • pierwszy aparat fotograficzny (Vera),
ale też,
  • pierwszy kolega żegnany na cmentarzu (przedawkował), i wreszcie
  • pierwsze świadome pragnienie i przeżywanie wolności. Świadomość, że żaden burak od historii, wychowania obywatelskiego, wystraszona wychowawczyni nie może mi tego zabrać,
pierwsze spotkanie na terenie wolnym od  prlu choć w prlu. Do dziś pamiętam, gdy jadąc tramwajem zdałem sobie sprawę, że należy oderwać tarczę z kurtki.
  • pierwsza Opinia przepisywana na pożyczonej maszynie do pisania. Bardzo śmiesznym urządzeniu, bodaj z 1903 r. Nie miało tradycyjnej klawiatury tylko wodzik naprowadzający na poszczególne litery.
maszyna podobna


Opinia ta sama


Wracając do muzy. Wziąć do ręki oryginalną zachodnią płytę Pink Floydów to było przeżycie. Kto miał choćby wydanie Yugotonu był gościem. O taśmy ze Stilonu (ORWO były beznadziejne) dbałem jak o najcenniejsze pamiątki. Było tego trochę, na pewno ponad 50.

Wróciłem do tych czasów, gdy z córą pojechaliśmy do Gdańska na koncert Davida Gilmoura. Nie wpadłem w ekstazę, ale muszę przyznać, że było bardzo sympatycznie. Wizualnie "ubożej" od koncertu Jarre'a lecz znacznie przytulniej. Francuz był tak jakiś amerykański. Sztuczne ognie, i mnóstwo kiczu.
Na klepisku w Stoczni nastąpiło kompletne pomieszanie zgredów z młodymi. Wszyscy rozmawiali o tej samej muzyce. Rzucali nazwiskami, anegdotami, wymieniali się adresami, jak osoby na jubileuszowym szkolnym zjeździe. Miło jak to wśród swoich. Więcej ideologii nie ma co szyć. W drugiej części koncertu posłuchałem starych kawałków, dla których przyjechałem i się nie zawiodłem.

Kilka fotek z koncertu.


 
 
 


 





 

Powracam do dawnych lat i gram.













19 komentarzy:

Koteusz pisze...

"O taśmy ze Stilonu (ORWO były beznadziejne)"
Potwierdzam. ORWOwskie dobre były za to filmy czarno-białe do aparatu fotograficznego.
Taś miałem znacznie więcej, przynajmniej 250 i z nagrywaniem podobne kłopoty. Z tej liczby sporo było kupowanych nagranych już taśm z przeróżnymi wykonawcami (dla mnie nie do słuchania, dla sztuki kaseta liczyła się, choć znacznie krótsza od czystej), które zagrywałem na radiomagnetofonie marki Grundig.
Z oryginalnych zachodnich płyt (prosto od znajomej ze stanów, ale o wiele nie wypadało prosić) miałem: BoneyM, Kiss oraz Procol Harum. I niezła kolekcję innych płyt, zarówno polskich jak i zagranicznych (z KDL).
Pozostała muzyka (oprócz płyt i kaset) na taśmach szpulowych, lecz do nagrywania służył mi stary już wtedy ZK-120.

pozdr

nielubiegazety2 pisze...

Taśm miałeś więcej, ale ja miałem czterościeżkowy sprzęcior :)
Taśmy 1,5 h (chyba). Najdłuższe jakie były.
Gramofonu nie miałem. Piezoelektryka nie chciałem, na "Daniela" byłem za cienki, nie mówiąc o płytach. Tak ustawiłem głowicę w magnetofonie, że ludzie wierzyć nie chcieli, że muzyczka leci z takiego sprzętu. Taśmy i szpulak poszły na złom, Szkoda taśm. Np, nigdzie nie ma "Ballady o marynarzach z Titanica".
Nie przypuszczałem, że znów zostaniemy dziesiątą potęgą gospodarczą świata.

Ellenai pisze...

Swietnie się słucha. Dzięki :)

Już dawno zauważyłam, że własne pokolenie najlepiej rozpoznaje się po rozmowach w sieci o muzyce :))
W liceum słuchałam tego samego.
Dodatkow jeszcze, niezyjących już wtedy - Janis Joplin i Hendrixa.

Ale the best było dla mnie Led Zeppelin, czyli - jak to się u nas mówiło - Cepelinków :)

Na wakacjach - albo tuż przed maturą, albo tuż po maturze, a przed studiami - poznałam krakowskiego DJ. W tamtych czasach posiadał niewyobrażalną wręcz płytotekę. Najszcześliwszym dniem w moim zyciu było, gdy miesiąc później, na moje urodziny, przysłał mi w prezencie nagrane na szpuli wszystkie cztery płyty Zeppelin. Słuchałam tego na okrągło i byłam tak oszołomiona wspaniałością tego prezentu, ze byłam już niemal gotowa nawet zakochać się :)))
A wiesz, co było pierwszym CD, jaki kupiłam natychmiast po kupieniu odtwarzacza CD?
Album Zeppelin, czyli te same cztery płyty wydane w postaci albumu :)

Potem był jeszcze Zappa i Patti Smith, potem oszalałam na punkcie King Crimson (szaleństwo to zresztą utrzymuje się po dzień dzisiejszy), ale Led Zeppelin nadal trzyma się u mnie na topie :)

A to się rozgadałam... :)))

Panna Wodzianna pisze...

Dwie rzeczy mi się skojarzyły: wcześniejsze i późniejsza -

http://www.youtube.com/watch?v=AQ0uZRqJTlE

http://www.youtube.com/watch?v=R1pTic0Xly8

Panna Wodzianna pisze...

>>Ellenai
Czasem się nie mogę uwolnic od Radio Ethiopia...

Ellenai pisze...

Wodzianno,

poznawanie Patti zaczęłam dopiero od płyty Easter, choć Radio Ethiopia też poznałam, ale nieco później, mimo że płyta wcześniejsza :)


Jestem ciekawa czy ktoś z Was natknął się w owych czasach na Ninę Hagen. Bardzo podobał mi się jej głos.
Nina Hagen towarzyszyła mi szczególnie przez okres stanu wojennego. Jakoś dziwnie do niego pasowała :)

Panna Wodzianna pisze...

Ad. Nina Hagen
Jak przez mgłę. Dziwna była.

nielubiegazety2 pisze...

Ładnie sobie gracie dziwczyny beze mnie. Bardzo dobrze. Czadowa impreza charakteryzuje się tym, że zadowolenie są imprezowicze i nawet jak gospodarz znika bawią się dalej nie wystawiając drzwi. Wracam a tu zastawa cała, nawet flaszki nadają się do do punktu skupu. Miło. Na dziś wieczór planowałem kolejny pokaz filmu Andrzeja Bajdy Człowiek z Sondażu, z jego wyjaśnieniem dlaczego postanowił sprofanować "Balladę o Janku Wiśniewskim". Z wyjaśnień nieoczekiwanie zaczął powstawać wywiad z reżyserem. Materiału tak dużo, że muszę to troszkę ogarnąć. Zdradzę właściwie wszystko gdy napiszę, że wywiad snuł się będzie wokół życiorysu sporządzonego samodzielnie przez Mistrza, któremu Bajda zawdzięcza zajęcie się reżyserką i dwóch laudacji wygloszonych na cześć Maestro. Pierwszej z 2007 r. i drugiej, o rok późniejszej.

Panna Wodzianna pisze...

OK czekam

Ellenai pisze...

Czuję się, jakbym tańczyła z Panną Wodzianną, a panowie podpieraliby sciany. Ale w zasadzie czemu nie, skoro tańczy całkiem nieźle :)))


NLG - ciekawa zapowiedź. Czekam z niecierpliwością.

Koteusz pisze...

Ellenai
O Ciebie zdaje się, ktoś mnie pytał. Muszę sprawdzić u siebie na wewnętrznej w s24, kto to był.

pozdr

nielubiegazety2 pisze...

Nie będę u siebie ściemniał :)
Nawet nie wiedziałem, że to się tańczy. Myślałem, że chodzi o zagrychę :o

Panna Wodzianna pisze...

>> Ellenai
Patrz, jak usłyszeli o podpieraniu ścian, to zmienili temat. Urządzimy im dyskotekę?

Ellenai pisze...

Koteusz,
no tak - ciekawe dlaczego człowiek zaczyna być rozchwytywany dopiero wtedy, gdy znika. To się chyba nazywa sława pośmiertna czy jakoś tak :)))

Ellenai pisze...

NLG,
tańczy się własciwie wszystko, co nie nadaje się do jedzenia.
W kazdym razie tak przyjmijmy dla uproszczenia.

PS. Skąd w mezczyznach ta zakorzeniona niechęć do tanca? :)

Ellenai pisze...

Wodzianna,

myślisz, że dadzą sobie odebrać flaszkę i ruszą w tany? Nie wierzę :))

Panna Wodzianna pisze...

rusz, ruszą...

Ellenai pisze...

Mnie to jakoś nie pociesza.
Jak obiorą zły azymut, to trzeba będzie siłą ich z rąk Łukaszenki odbijać.
Wodzianna granaty i amunicję posiada?

nielubiegazety2 pisze...

Na moim blogu nikt nie podpiera ścian.
Co najwyżej pracuje za dwóch, albo szykuje muzykę do tańca.