Trzy odcinki:
- Początek. Unsere Mütter, unsere Väter. Prequel. Episode 1. Die Entstehung
- Wojna. Unsere Mütter, unsere Väter. Perquel. Episode 2. Der Krieg
- Lasy. Unsere Mütter, unsere Väter. Prequel. Episode 3. Wälder
W czasie, gdy III Rzesza szykowała się do decydującej bitwy, do akcji wkroczyli Polacy. Zaczęło się spektakularnie – w powietrze wyleciała zbudowana zaledwie sześć lat wcześniej eksterytorialna autostrada przez polskie Pomorze. Oddziały Wojska Polskiego przekroczyły na całej długości granicę z Prusami Wschodnimi, ruszyły na Śląsk i Pomorze Zachodnie. Zaskoczeni zdradą sojusznika Niemcy niemal nie stawiali oporu. Wojska polskie zajęły Królewiec, Olsztyn i Gdańsk. Jednocześnie Polacy przecięli wszystkie linie komunikacyjne łączące Rzeszę z terytoriami okupowanymi na Wschodzie. Pozostałe tam niemieckie dywizje zostały otoczone i pobite w szybkiej kampanii przez Polaków i ich wschodnich sojuszników. Na wieść o tym, co się dzieje na Wschodzie, morale wojsk walczących przeciwko aliantom na froncie zachodnim upadło. Front się załamał i po ciężkich, zaciekłych walkach w sierpniu 1945 roku wojska anglosaskie wdarły się do niemieckiej stolicy. Adolf Hitler, zamknięty w bunkrze w pobliżu Kancelarii Rzeszy, poszedł w ślady Józefa Stalina i popełnił samobójstwo. Niemcy wkrótce kapitulowały i wojna w Europie Zachodniej dobiegła końca. Walki trwały jednak jeszcze na Wschodzie, gdzie rozgrywał się ostatni akt krótkiej kampanii polsko-niemieckiej. Polskie wojska pancerne w brawurowym rajdzie wkroczyły na terytoria zajętych przez Rzeszę państw bałtyckich, znosząc stacjonujące tam skromne siły okupacyjne. Mieszkańcy Litwy, Łotwy i Estonii, którzy od blisko pięciu lat żyli pod ciężkim niemieckim butem, witali Polaków jak wyzwolicieli. Prusy zostały formalnie inkorporowane do Rzeczypospolitej, a państwa bałtyckie, po zwróceniu im przez Polskę suwerenności, dobrowolnie dołączyły do tworzonej przez Polskę, Białoruś i Ukrainę federacji.
Gdy na Oceanie Atlantyckim, Bliskim Wschodzie, w Azji i na pustyniach Afryki Północnej toczyły się coraz bardziej zacięte walki między Niemcami i Anglosasami, w Europie Wschodniej zwycięzcy dzielili pomiędzy siebie tereny należące niegdyś do Związku Sowieckiego." Nad rzeką Woroneż doszło do spotkania, które wywróciło historię do góry nogami. Saper Józef Zychowicz z 2. Pułku Saperów Kaniowskich, rozminowując tereny byłego kołchozu im. Włodzimierza Lenina pod Woroneżem odnalazł przyrodniego brata Feliksa Dzierżyńskiego - Aleksandra Rafajłowicza. Aleksander Rafajłowicz, podobnie jak jego ojciec był fizykiem. Z części dostępnych w kołchozowej stajni i kuźni zbudował wehikuł czasu. Przy jego pomocy przeniósł się do roku 2012. Z pierwszego wydania "Paktu Ribbentrop-Beck" dowiedział się, że wojna będzie trwała jeszcze trzy długie lata. Nie chciał czekać. Do głowy przyszedł mu genialny plan. Zabrał książkę i wrócił do roku 1942. Plan był niesłychanie prosty. Należało tylko podstępem skłonić Hitlera do lektury mojej książki. Józef Zychowicz uznał, że po jej przeczytaniu, Adolf Hitler przekonany o nieuchronności klęski, najpóźniej wiosną 1943 roku ogłosi kapitulację. Na wszelki wypadek strony ostatniego rozdziału i ryciny nasączono trucizną. Misji dostarczenia książki do Wilczego Szańca podjął się oficer misji łącznikowej pomiędzy sztabami Polski i III Rzeszy. Przebiegła intryga zakończyła się sukcesem. Hitler zmarł. Jak stwierdził jego osobisty lekarz, prawdopodobnie już podczas lektury pierwszego rozdziału skonał ze śmiechu. Wtedy do akcji wkroczyli Polacy. Zaskoczeni zdradą sojusznika Niemcy niemal nie stawiali oporu. 2 miesiące po pogrzebie Hitlera III Rzesza poprosiła o zawieszenie broni. Akt kapitulacji został podpisany 1 kwietnia 1943 r. w altance na skraju Lasku Bielańskiego.
Ta żałosna [narodowo-socjalistyczna]* rewolucja intelektualnych miernot, których doktryna - niedouczony bełkot fałszywych i na dodatek błędnie rozumianych popularnych filozofii - przewyższa wszystko pod względem miałkości, banalności i głupoty, w każdym jako tako przyzwoitym i inteligentnym musi sama z siebie wzbudzić obrzydzenie i odrazę. Już samo domaganie się poważnej polemiki z myślą taką, jak przedstawiona w "Mein Kampf", traktowania jej na tyle serio, by dowodzić jej fałszywości, jest dla myślącego człowieka monstrualne.**
(…) współczesny narodowy socjalizm w Polsce nie jest już poszukiwaniem formuły o cechach zarówno socjalnych, jak i narodowych, dla której podstawowym punktem odniesienia byłby własny kraj. Reprezentuje on już typ ideologii o charakterze międzynarodowym, w swoim zasadniczym zarysie importowany z zagranicznych ośrodków neonazistowskich. Uwaga ta przede wszystkim odnosi się do odgałęzienia „filogermańskiego". Ale nawet gałąź „filosłowiańska" wpisuje się w sugerowany konflikt istniejący pomiędzy białymi (Aryjczykami) a przedstawicielami innych cywilizacji (ras). W tym kontekście własny naród schodzi na pozycję podrzędną i ma być podporządkowany rzekomym interesom rasy. Trzeba też podkreślić, że współcześni narodowi socjaliści są z reguły wrogo nastawieni do chrześcijaństwa, wykazując tendencje neopogańskie, co różni ich zdecydowanie od przedwojennych narodowych socjalistów działających w II Rzeczypospolitej.Na koniec trzeba dodać, iż dominująca obecnie (liczbowo) tendencja „filogermańska" - mimo chaosu myślowego (co wykazują wydawane przez jej zwolenników pisma), ubóstwa intelektualnego, ogólnego obskurantyzmu, a zwłaszcza siania nienawiści oraz apoteozy okrucieństwa i brutalnej siły zawiera pewną wyraźnie określoną myśl polityczną. Polega ona na rugowaniu (zaszczepionej na przełomie XIX i XX w. przez Narodową Demokrację) bardzo negatywnej oceny roli Niemiec w relacjach z Polską i zastąpieniu jej poddańczym niemal stosunkiem do naszych zachodnich sąsiadów połączonym z kompleksem niższości wobec nich. Współcześni narodowi socjaliści w Polsce w swej przeważającej części wręcz apoteozują Niemcy hitlerowskie jako awangardę i obrońcę interesów rasy białej, zasługując tym samym na miano neonazistów. Hitleryzm to dla nich niedoceniona idea, która w rzeczywistości była słuszna, chociaż może dzisiaj należałoby ją nieco zmodyfikować. Abstrahując od całej masy wewnętrznych sprzeczności, rażących kłamstw i wulgaryzmów, trzeba też stwierdzić, że mamy tu do czynienia z pewną formą germanizacji, realizującą się we współczesnym „świecie bez granic", w którym następuje swobodny przepływ ludzi i idei.
Glinik
Od lat w Dniu Święta Zmarłych zapalam świece na Cmentarzu Glinik w Przegorzałach. Cmentarzu z rozsypującym się pomnikiem, ufundowanym przez mieszkańców Krakowa jeszcze w czasach PRL (!). Cmentarzu dzisiaj zapomnianym, zapomnianym przez mieszkańców Krakowa, zapomnianym przez mieszkańców Zwierzyńca, zapomnianym przez Kościół. A przecież spoczywają tu szczątki prawie półtora tysiąca rozstrzelanych. Rozstrzelanych przez hitlerowców w dwudziestu sześciu egzekucjach - pierwsza w listopadzie roku 1939, ostatnia 22 października 1944 roku.
Może wśród nich leży mój Kolega z ZWZ aresztowany przez gestapo? Może mój Profesor z Krakowskiej Szkoły Przemysłowej? Może inni, których znałem. Ale na pewno ów człowiek z szeroko otwartymi, po raz ostatni patrzącymi na mnie, oczami.
Jakiż ratunek? Jakież wyjście z sytuacji? Jedno tylko: Sowiety należy rozbić, zanim zakończy się wojna. Zanim z tą wojną nie ruszą same na Europę.(...) Któż miał tego dzieła dokonać? W sytuacji z roku 1941, czyli ostatecznego terminu dla ratowania Europy przez zarazą bolszewicką – mogły tego dokonać tylko i wyłącznie Niemcy. O to się chyba absolutnie nikt spierać nie będzie. A fakt, że tego dokonały, ośmieliłbym się policzyć im nie jako zasługę wobec świata kulturalnego, lecz jako spełnienie świętej misji.
Po wizycie w Katyniu: To jednak, co najbardziej nęka wyobraźnię, to indywidualność morderstwa, zwielokrotniona w tej potwornej masie. Bo to nie jest masowe zagazowanie, ani ścięcie seriami karabinów maszynowych, gdzie w ciągu minuty czy sekund przestają żyć setki. Tu przeciwnie, każdy umierał długie minuty, każdy zastrzelony był indywidualnie, każdy czekał swojej kolejki, każdy wleczony był nad brzeg grobu; tysiąc za tysiącem.
Masowe aresztowania nastąpiły we wrześniu 1939 r. w Kartuzach. Objęły 4 tys. mieszkańców Kartuz i powiatu kartuskiego. Jako pierwszych ujęto dwudziestu członków Polskiego Związku Zachodniego, których wskazali Niemcy z miejscowego Selbstschutzu. Aresztowanych osadzono w więzieniu sądowym w Kartuzach i rozstrzelano we wrześniu w Lasach Kaliskich koło Kartuz, w gminie Somonino. Zostali zamordowani: Adolf, Betty, Elza Arendtowie ze Staniszewa, Feliks Bartkowski z Kameli, Fryderyk Bastian z Bysewa, Franciszek Bosz z Niestepowa, dwóch braci: Hecht i Hans Raców z Kartuz, Ludwik Kasztelan z Kokoszkowych, Leon Machola z Połęczyna, Wiktor Mielewczyk, Schmidt (nie ustalono imienia), Dionizy Ziegert i Klemens Żywieki z Klukowa, Otto Schubert i Józef Wiśniewski z Firogi oraz rodzina Sandmanów ze Stanisławowa. Sześciu Polaków, wskazanych przez Selbstschutz, aresztowano w Kartuzach za działalność polityczną i osadzono w więzieniu. Zostali rozstrzelani 14 września w lesie w pobliżu Wzgórza Wolności. Zamordowano również naczelnika poczty Stanisława Fałkowskiego, naczelnika stacji PKP Nikodema Klucza, urzędnika sądu Jana Majewskiego oraz Leona Cichosza, Leona Litwina i Pawła Nocela.
W lesie pod Kartuzami funkcjonariusze EK [Einsatzkommando] 16 rozstrzelali we wrześniu dziesięciu księży, aresztowanych na terenie powiatu. Zamordowano m.in.: ks. Bernarda Łozińskiego, przedwojennego posła na Sejm RP, ks. Maksymiliana Krzewińskiego z Gowidlina, ks. Tadeusza Zapałowskiego z Sulęczyna, ks. Franciszka Borka z Pomieczyna, ks. Sylwestra Frosta z Parchowa, ks. Bernarda Gołomskiego z Żukowa, ks. Wacława Kuca z Goręczyna, ks. Franciszka Motylewskiego z Szymbarka, ks. Ludwika Rosiaka z Chmielna i ks. Bernarda Szuttę z Brodnicy Górnej .
Mama otworzyła drzwi. Momentalnie wtargnęło trzech Niemców. Wśród nich był volksdeutsch, mówił dobrze po polsku. On oznajmił, żeby zabrać ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy, ubrać się i iść z nimi. Dali nam na przygotowanie15 minut, lecz już po 10 minutach wyrzucili nas z mieszkania. Pozwolili zabrać tylko jedną walizkę z odzieżą” 11 . Marian Waligóra tak wspomina tę noc: „O godzinie 23.00 obudziło nas gwałtowne dobijanie się do drzwi. Do mieszkania wtoczyło się kilku osobników w granatowych mundurach z wystawionymi do przodu lufami karabinów. Zażądano pieniędzy i biżuterii. [...] Żona pod wpływem groźby oddała im kasetkę z naszymi zasobami. Potem, nie zważając [na to], że byłem ciężko chory, kazano nam opuścić w ciągu 15 minut mieszkanie” . Wypędzanym wolno było wziąć ze sobą do 25 kg bagażu ręcznego na każdą dorosłą osobę i połowę tego na dziecko oraz kwotę do 200 zł i połowę tej sumy na dziecko. Nie wolno było zabierać bagażu na wózkach. Kategorycznie zabroniono brania pościeli, wartościowej odzieży i jakiegokolwiek sprzętu. W praktyce te drakońskie metody wypędzania stosowane wedle zarządzenia niemieckich władz wysiedleńczych były jeszcze bardziej zaostrzane przez wykonawców akcji. Egzekutorzy często sami decydowali, co wolno wziąć, a czego nie wolno. Wyrzucany z mieszkania Teofil Wiktor T. wspominał: „Zabrano nas [do obozu] jedynie
w ubraniach, to znaczy w tym, co byliśmy w stanie – z uwagi na zimową porę – nałożyć na siebie” . Do nagminnych praktyk należało okradanie Polaków z pieniędzy i kosztowności, choć cały majątek wysiedlanego, zarówno ruchomy, jak i nieruchomy, ulegał konfiskacie na rzecz III Rzeszy. Sytuację taką opisał Kazimierz Russek wypędzony z całą rodziną: „Grabież rozpoczęła się już w momencie wkroczenia hitlerowców do mieszkań. Chłonna pamięć młodego chłopca zarejestrowała na trwałe, jak pierwszym »gestem« ze strony tych »nadludzi« było zdjęcie rodzicom z palców ich rąk pierścionków i obrączek, zabranie im zegarków, naszyjników i innych kosztowności. Nigdy nie zapomnę butnego wyglądu żołdaków z niemieckiego korpusu ekspedycyjnego, z blaszanymi tablicami na piersiach ze znakami NSKK [Narodowo-socjalistyczny Korpus Samochodowy], poganiających mnie i moich rodziców do pośpiechu kolbami karabinów i pistoletów” 14 . Wielu osobom, zwłaszcza starszym i chorym, trudno było w pośpiechu i atmosferze zastraszenia, w ciągu tak krótkiego czasu, zebrać to, co najbardziej wartościowe i potrzebne, zwłaszcza w sytuacji, kiedy nikt nie wiedział, jaki będzie dalszy jego los. W wypadku zapomnienia czegoś nie można było wrócić do mieszkania. Szczególnie mocno wyrzucenie z domu przeżywały dzieci. Noc, krzyki w obcym, niezrozumiałym języku, zastraszanie, poszturchiwania i ciągłe popędzanie przez Niemców – wszystko to potęgowało grozę. Z domów wyprowadzano całe rodziny z tobołkami i walizkami. Matki z dziećmi, ludzi chorych, inwalidów i starców ładowano na podstawione samochody ciężarowe i odwożono
do obozu przesiedleńczego przy ulicy Łąkowej. Mężczyzn pieszo pędzono do obozu." Fragment Biuletynu IPN "Wypędzeni z osiedla "Montwiłła" Mireckiego w Łodzi. http://www.1wrzesnia39.pl/download.php?s=19&id=24086 (pdf)
W pierwszych miesiącach okupacji w Forcie VII osadzano głównie uczestników powstania wielkopolskiego 1918/1919 roku oraz Polaków oskarżonych o antyniemiecką działalność polityczną w okresie międzywojnia. Z grona powstańców wielkopolskich i działaczy niepodległościowych znaleźli się w nim między innymi: Aleksandra Bukowiecka ze znanej ziemiańskiej rodziny Dzierżykraj Morawskich, Kazimierz Engel, Bronisław Kirchner, Wacław Kotecki, Tadeusz Kuczma, Józef Kranz, Edmund Kruppik, Jan Namysł, Wincenty Nowaczyński, Adam Poszwiński i Tadeusz Wesołowski. Jednym z wielu powstańców, który trafił do fortu, był aresztowany przez gestapo 28 grudnia 1939 roku Józef Konewka, urodzony w 1899 roku w Więckowicach, prezes Związku Powstańców i Wojaków Poznań Wschód, rozstrzelany 11 stycznia 1940 roku w lasach palędzkich i tam pochowany w zbiorowej mogile.
Kierowano tam również ziemian, znanych działaczy społecznych, przedstawicieli inteligencji, później zaś uczestników ruchu oporu. Z przedstawicieli wielkopolskich ziemian więźniów Fortu VII 11 listopada 1939 roku rozstrzelano Konstantego Dziewulskiego z Jankowic a 29 listopada w Dąbrówce Konstantego Chłapowskiego, powstańca wielkopolskiego, prezesa Związku Oficerów Rezerwy na Województwo Poznańskie.
Osobiście jestem zafascynowany osobowością Fuehrera. Wyczytałem niemal wszystkie książki ludzi, którzy się z nim stykali na co dzień, a którzy przeżyli wojnę i potem spisali swoje wspomnienia. Autorami takich książek byli: adiutant Hitlera do spraw Luftwaffe, Nicolaus von Below, sekretarki (dwie z czterech, jakie Hitler miał) Christa Schroeder i Traudl Junge, jego główny architekt Albert Speer (był ulubieńcem Fuehrera, który sam miał kota na punkcie architektury. W trakcie wojny Speer został ministrem uzbrojenia Rzeszy). Postać Hitlera przewija się w innych przeczytanych przeze mnie wspomnieniach: Waltera Schellenberga, z SD, generała Erich von Mansteina z Werhmachtu... Wszyscy którzy się z Hitlerem zetknęli, byli pod wpływem jego osobowości. Nie było takich, którzy przechodzili obok niego obojętnie. Gość miał w sobie to "coś". Niewiele takich osobowości przychodzi na świat. Natomiast ludzi żyjących obecnie osobowość Hitlera obchodzi mało, za to obchodzą ich czyny wodza Trzeciej Rzeszy. I na tym polu jest coś, co mu zawdzięczamy. Wszyscy, bez wyjątku. Nie ja to odkryłem, lecz przyswoiłem sobie informacje, jakie inni wygrzebali z historii. A co dziwne, wiedza owa jest przez uznanych historyków bezczelnie pomijana. http://www.wroclawianie.info/teksty_04.php