wtorek, 31 sierpnia 2010

Kontrola w gdańskim sądzie - wieczorny serwis informacyjny

W dniu dzisiejszym doszło do publicznego zgorszenia. Sąd Okręgowy w Gdański oddalił powództwo Lecha W. syna Bolesława przeciw Krzysztofowi Wyszkowskiemu.
Oto reakcja Prezesa Rady Ministrów Donalda T.

Nikt nie ma prawa zatruwać życia publicznego, za pieniądze podatnika  - tak premier komentuje zapowiedzianą kontrolę w Sądzie Okręgowym w Gdańsku zarządzoną przez ministra sprawiedliwości. Donald Tusk podkreśla, że zamachu na niezawisłość sędziowską nie ma, ale zapowiada, że bardzo wnikliwie będzie przypatrywać sie wykorzystywaniu publicznych funduszy.

Jeszcze jedna wypowiedź premiera Donalda T:

Ja osobiście i moi partnerzy w polityce teraz i zawsze wspieramy Lecha Wałęsę, wtedy kiedy jest dotkliwie, w sposób bardzo niesprawiedliwy oskarżany czy kiedy podaje się w wątpliwość jego biografię - powiedział szef rządu. - Wałęsa pozostanie narodowym skarbem i bohaterem narodowej legendy, o którą trzeba dbać, i to nie w interesie Lecha Wałęsy, ale całego polskiego narodu i w interesie naszej przyszłości - podkreślił premier. I przestrzegł wymiar sprawiedliwości: - Chcę zaapelować do sędziów i prokuratorów, aby nie nadużywali środków publicznych, bo nie będą mogli ich w przyszłości używać, jeśli tak to będzie dalej wyglądało. Tusk nie zostawił wątpliwości, że jego słowa są ostrzeżeniem: - Nie dziwię się, że dziś w Polsce narastają coraz większe emocje wokół wyroku niezawisłości sędziowskiej. Ci, którzy nadużywają cierpliwości Polaków i pieniędzy publicznych, sami stanowią dla tej instytucji największe zagrożenie. Jeśli to się nie zmieni, to takie zagrożenie może stać się faktem - powiedział.

Pozostałe wiadomości serwisu wieczornego.

Polska odniosła wreszcie sukces w negocjacjach z Unią Europejską. Po blisko półrocznych negocjacjach udało się wynegocjować zgodę Brukseli na zastosowanie w Polsce stawki VAT wyższej o 10 punktów procentowych niż zakładają to przepisy unijne. Wg prawa unijnego maksymalna stawka podatku VAT w Polsce będzie mogła wynosić w przyszłym roku 35% a nie 25 jak w pozostałych krajach. Sukces jest tym większy, że rząd będzie mógł zwiększyć tę stawkę w każdym kolejnym roku podatkowym nie więcej niż o 10 od sta.

Jak się dowiedział serwis Ściemy24, w ubiegłym tygodniu, w mieszkaniu Henryki Krzywonos, doszło do niezwykłego spotkania i wydarzenia. JE abp Życiński pobłogosławił recenzję Kazimiery Szczuki do biografii pani Henryki wydanej przez Krytykę Polityczną. Przeora zakonu zdefromowanego siostra Kazimiera odwzajemniła się, przekazując arcybiskupowi list pasterski. Treść listu jest znana Ściemie24, lecz z uwagi dobro owiec oraz pozostałej rogacizny nie zostanie ujawniona.

Palącym znicze na Krakowskim Przedmieściu strażnicy miejscy wręczają mandaty. Rodziny Jerzego Bafii i gen. Stanisława Kowalczyka zamierzają wystąpić do warszawskiej prezydentki Gronkiewicz-Waltz i  prezydenta Komorowskiego z żądaniem zapłaty za bezprawne wykorzystanie patentu na karanie podpadniętych waadzy grzywną za zaśmiecanie miasta. Strony nie wykluczają możliwości zawarcia ugody.

Trwają przygotowania do kampanii reklamującej dobrodziejstwa wynikające z obniżenia zasiłku pogrzebowego. Motywem przewodnim będzie Lacrimosa z Requiem V. A. Mozarta oraz hasło: Pochowamy nie gorzej niż Mozarta - w grobie trzeciej kategorii. Swoje zastrzeżenie co do wykorzystania muzyki masona zgłosił Ambasador Dobrej Woli Federacji Rosyjskiej na Polskę JE - Adam Wielomski. Ostatecznie odstąpił od zastrzeżeń w przekonany, iże rzeczony Mozart napisał tylko pierwszych osiem taktów partii wokalnej. Jednak wydaje się, że decydujące znaczenie dla odstąpienia od protestu miała obietnica udzielenia wywiadu przez oficera prowadzącego agenta Informacji Wojskowej o pseudonimie "Wolski". W redakcji Pro Fige, Rege et Lege trwają intensywne przygotowania tak do wizyty generała prowadzącego, jak i nawiedzenia redakcji przez portret Komorowskiego, którego władza (Komorowskiego, nie portretu) pochodzi od sił nadprzyrodzonych.

Z kolei  na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku trwają przygotowania do uroczystego nakrycia pozostałości Tu154M brezentem. Uroczystość z udziałem ministra spraw zagranicznych Radosława S., spraw wewnętrznych Jerzego M. oraz Naczelnego Prokuratora generała Wojskowego odbędzie się 10 września, w półrocznicę katastrofy. Po uroczystości odbędzie wieczornica poetycka w reżyserii Andrzeja Wajdy i  udziałem Daniela Olbrychskiego. Przy okazji prokurator generał Ryszard P. odbierze kolejną wersję nagrań z czarnych skrzynek i wymieni przekazane omyłkowo przez Tatianę Anodinę akta badania wypadków w teatrze Variétés i pożaru Domu Gribojedowa, na akta dochodzenia w sprawie katastrofy lotniczej.

Serwis Ściemy24 uprzedza, że sezon na Varia(ctwia) dopiero się zaczyna.


.

Prawo Cioska i Michnika

Według towarzysza Cioska 30-rocznica "S" to święto wszystkich!

Oczywiście, że tak. Robotników i aktywu partyjnego, inteligencji knującej i inteligencji pracującej, NZS i SZSP, prześladowanych i prześladowców, działaczy opozycyjnych i SBków, gnojących i gnojonych, kopanych i kopiących, więzionych i klawiszy, mordujących i mordowanych, kata i ofiary . To święto
powinno łączyć kapusiów i kapowanych, złodziei i okradzionych.

Krzywdzony po skrzywdzeniu go powinien paść w ramiona krzywdzącego i w milczeniu uszanować ból sumienia, jakiego krzywdzący doznał wyrządzając krzywdę. 

Bezwzględnym prawem krzywdziciela jest domaganie się aktu natychmiastowego i bezwarunkowego przebaczenia od krzywdzonego, oraz prawo do zatrzymania fantów i łupów, jakie dzięki krzywdzie uzyskał - prawo Cioska i Michnika.

Tę odwróconą moralność można, a nawet trzeba uzupełnić prawem - o paradoksie - Kłopotowskiego Moralistą powinien być morderca i dziwkarz, Papież powinien milczeć. W grudniu pisałem m.in. że jest to wynalazek grzeszników, którzy w żadne inny sposób nie mogliby dostać rozgrzeszenia, wobec czego wymyślili drogę na skróty. Stworzyli z grzechu nie przeciwieństwo, ale uzupełnienie cnoty.


.

piątek, 27 sierpnia 2010

Krzyże na Krakowskim Przedmieściu i modlitwa o kotlet.




Słowo się rzekło (w poprzednim poście) kobyłka u płotu. Przeglądałem książki w poszukiwaniu odpowiedniej do notki ryciny. W książce Jej zaufał kościół i naród (wyd. Michalineum) odpowiedniej grafiki nie znalazłem. Inne zdjęcie prawie wbiło mnie w fotel.



Las krzyży na spotkaniu młodzieży z Janem Pawłem II 3 czerwca 1979 r. Krzyży przyniesionych i przywiezionych na apel skierowany do młodych odczytany na mszach w lokalnych kościołach. Kontrast z dzisiejszymi wydarzeniami jest nieprawdopodobny. To jest dystans jaki dzieli np. Andrzeja Celińskiego śpiewającego podczas spontanicznej manifestacji na Krakowskim Przedmieściu z tysiącami ludzi My chcemy Boga, od Andrzeja Celińskiego żądającego podczas parady pederastów My chcemy małżeństw i prawa do adopcji dzieci. To nie tyle szmat czasu, co kawał drogi. Mniej więcej tyle samo dzieli młodzież '79 z krzyżami w ręku, od mętów z krzyżem po puszkach piwa "Lech". Można nawet zgłosić ten dystans do Międzynarodowego Biura Miar i Wag, jako odległość Celińskiego.

Wróciłem pamięcią do pielgrzymki przejrzałem zdjęcia postanowiłem wrzucić niektóre z nich do sieci. Najpierw kilka czarno-białych fotek ze spotkania Papieża z młodzieżą na Krakowskim Przedmieściu, następnie głównie "kolorowe" zdjęcia z pierwszego dnia pielgrzymki. Nie ingerowałem w układ kolorów. Niech młodzi zobaczą jak się fotografowało na dedeerowskich filmach ORWO. Tak było. W socjalizmie jak już było coś kolorowe miało czerwoną poświatę. Sympatyczny chłopak na placu Zwycięstwa to Amerykanin Bill Oldham z Kentucky, który bezradnie poszukiwał drogi do "Domu Chłopa". Korespondowaliśmy, później jakiś czas.

Dzień drugi. Krakowskie Przedmieście.









Dzień Pierwszy. Na trasie przejazdu
Polski kołtun











.

Na placu Zwycięstwa




Rano przeczytałem post cierpiętnika Rybitzkiego. Który nie może słuchać wspomnieniowej gadki. Nie przekonują mnie rzewne wspomnienia uczestników strajków i demonstracji. Głównie dlatego, że zwykle dryfują one ku opowieściom o biedzie, kartkach, ciasnych mieszkaniach i zbieraniu na malucha. To tylko upewnia mnie w przekonaniu, że cały ten Sierpień wybuchł przez kotlet lub, ewentualnie, papier toaletowy. Kotlet by był – "Solidarności" by nie było. Cóż można odpowiedzieć takiemu gościowi poza tym, że to gówno prawda. Nic więcej, poza GÓWNO PRAWDA.


W czerwcu '79, bez którego nie byłoby takiego sierpnia '80 jaki był, nikt się nie modlił o kotlet. Miałem niespełna 18 lat ,ale przecież ludzie znacznie ode mnie starsi poczuli zapomniany (ci najstarsi) lub zupełnie nowy zapach wolności na placu Zwycięstwa. Cóż, syty głodnego nie zrozumie. Trzeba było żyć w socjalizmie by poczuć przejście całkowicie do innego świata. Jechałem do Warszawy mając nadzieję zobaczyć naszego papieża, ale nie spodziewałem się, że tak wyraźnie, praktycznie organoleptycznie przekonam się jak smakuje wolność. Gdy pierwszego dnia wracałem z placu Zwycięstwa, ja praktycznie szczyl czułem, że mam swój kawałek podłogi, nie ukryty, nie gdzieś salce na plebanii czy cmentarnej kaplicy, w mieszkaniu ale całkiem spory. Cała Warszawa była wolna. Wolny był nawet pociąg, którym wracałem do Łodzi. Za rok wybuchło to co wówczas przez chwilę poczułem. Nie w etapach Warszawa, Częstochowa, Poznań, lecz od Bugu do Odry i Nysy Łużyckiej. Zgarniałem z tego co się dało, żyłem dosłownie chwilą gdyż co jakiś czas uparcie wracała trzeźwiąca myśl - to się musi kiedyś skończyć. Żebym był dobrze zrozumiany. Nie śpiewałem hymnu na dzień dobry i na dobranoc, w południe też nie. Żyłem normalnie, chodziłem do policealnego studium, jeździłem pod namiot, piłem tanie wino, umawiałem się na randki, ale wszystko było inne. Było ale się skończyło w grudniową niedzielę :) Rzecz jasna nie wszyscy tak to odbierali. Lecz znam dostatecznie wiele osób, które  potwierdzą, że TAK BYŁO.

Jeszcze jedną myślą chciałem się podzielić. Na zdjęciach szczególnie dobrze widać Polskę, która tyle strachu napędziła Michnikom i jego akolitom. Nie Polskę Ludową. a Polskę ludową, ten "nacjonalistyczny" koszmar z popieprzonych wizji byłych stalinowców, ludzi socjalizmu z ludzką twarzą, oświeconych humanistów i katolewicy. Według tej bandy, to był świat opisywany po wielokroć jako kraina kołtuna, morderców Narutowicza i urządzających pogromy antysemitów, świat Prymasa Polski Stefana kardynała Wyszyńskiego. Chyba za łatwo jako Polscy "wygraliśmy", kierowani przez cichą spółkę zawiązaną przez: Fundację Batorego i firmę generałów - "K.J. i synowie pułku". Uwierzyliśmy zbiorowo w miraż bezkrwawego zwycięstwa. Za łatwo poszło. Michnika i s-ka wygrywa, skutecznie zagrzewając do walki motłoch w wielkim mieście, zbieraninę lumpów od kucharza z ASP, po profesorów filozofii utożsamiających wolność z prawem do ukrzyżowania pluszowego misia, urządzenia chrzcin psu i opróżnienia pęcherza pod TYM znakiem.

Co IMHO robić by chociaż podjąć walkę a nie czekać w spokoju na śmierć już kiedy indziej.. Na pewno najwyższy czas na porzucenie romantycznej tradycji ułańskiej i przystosowanie do wymagań współczesnego pola i metod walki.

Na koniec jeszcze jeden dziwoląg z gatunku signum temporis, bez komentarza. Na stronie ze zdjęciami figur i obrazów Czarnych Madonn z całego świata jest umieszczone zdjęcie z podpisem Częstochowa. Mniejsza o zdjęcie. Zafrapował mnie dodany dwa miesiące temu komentarz  renovatio_I To takie pisowskie.


.

czwartek, 26 sierpnia 2010

Matka Boska Częstochowska (post bez polityki)



W jednym z komentarzy dobra dusza z bloga Kurica nie ptica zrobiła mi sympatyczną niespodziankę i wrzuciła zachowane w na web.archive strony mojego wieszaka w Szatni24. Niestety zbyt dużo to się nie zachowało. Wśród ocalonych, z pożogi wieszaka, postów odnalazłem kilka kartek z poetyckiego kalendarza. Wiersz Jana Lechonia był na kartce z datą 8 VI - rocznicy tragicznej śmierci poety i to w niezbyt doborowym towarzystwie, bowiem z wierszem, w którym Wiktor Woroszylski tłumaczył dlaczego synkowi dał na imię Feliks. Dziś mamy Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej chyba najlepsza data, żeby przypomnieć wiersz.

Jan Lechoń
MATKA BOSKA CZĘSTOCHOWSKA


Matka Boska Częstochowska, ubrana perłami,
Cała w zlocie i brylantach, modli się za nami.
Aniołowie podtrzymuję Jej ciężką koronę
I Jej szaty, co jak noc są gwiazdami znaczone.
Ona klęczy i swe lice, gdzie są rany krwawe,
Obracając, gdzie my wszyscy, patrzy na Warszawę.
O Ty, której obraz widać w każdej polskiej chacie
I w kościele i w sklepiku i w pysznej komnacie,
W ręku tego, co umiera, nad kołyską dzieci,
I przed którą dniem i nocą wciąż się światło świeci.
Która perły masz od królów, złoto od rycerzy,
W którą wierzy nawet taki, który w nic nie wierzy,
Która widzisz z nas każdego cudnymi oczami,
Matko Boska Częstochowska, zmiłuj się nad nami!
Daj żołnierzom, którzy idą, śpiewając w szeregu,
Chłód i deszcze na pustyni, a ogień na śniegu,
Niechaj będą niewidzialni płynący w przestworzu
I do kraju niech dopłyną, którzy są na morzu.
Każdy ranny niechaj znajdzie opatrunek czysty
I od wszystkich zagubionych niechaj przyjdą listy.
I weź wszystkich, którzy cierpiąc patrzą w Twoją stronę,
Matko Boska Częstochowska, pod Twoją obronę.
Niechaj druty się rozluźnią, niechaj mury pękną,
Ponad Polską, błogosławiąc, podnieś rękę piękną,
I od Twego łez pełnego, Królowo, spojrzenia
Niech ostatnia kaźń się wstrzyma, otworzą więzienia.
Niech się znajdą ci, co z dala rozdzieleni giną,
Matko Boska Częstochowska, za Twoją przyczyną.
Nieraz potop nas zalewał, krew się rzeką lała,
A wciąż klasztor w Częstochowie stoi jako skała.
I Tyś była też mieczami pogańskimi ranną
A wciąż świecisz ponad nami. Przenajświętsza Panno.
I wstajemy wciąż s popiołów, z pożarów, co płoną,
I Ty wszystkich nas powrócisz na Ojczyzny łono.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Podniesiemy to co legło w wojennej kurzawie,
Zbudujemy Zamek większy, piękniejszy w Warszawie.
I jak w złotych dniach dzieciństwa będziemy słuchali
Tego dzwonka sygnaturki, co Cię wiecznie chwali

wtorek, 24 sierpnia 2010

Oszołomienia Macierewicza. Notka z minimalnym nakładem bieżącej pracy.

Portal Onet.pl przytoczył doniesienie (dosłownie) sowiec... rosyjskiej gazety Wremia Nowostiej Rosjanie: prawda o katastrofie może być gorzka dla Polski. Kto nie czytał niech klika w zielone.

Wśród propagandowego bełkotu znalazł się passus o Antonim Macierewiczu i jego słynnym skrócie myślowym, dotyczącym większości polskich ministrów spraw zagranicznych.

    "Wriemia Nowostiej" odnotowuje, że "oprócz tego »niezawisłe śledztwo« wszczęli posłowie opozycyjnej partii Prawo i Sprawiedliwość". - Utworzyli już swoją komisję pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza, który kilka lat temu oszołomił opinię publiczną oświadczeniem, iż większość ministrów spraw zagranicznych postkomunistycznej Polski, to "moskiewscy agenci" - przekazuje dziennik.

 Tak się składa, że dosłownie kilka dni temu, na jednym z forów, pewien forumowicz stanowczo domagał się dopraszał (nie mnie): Możesz wyjaśnić rzeczowość Macierewicza na przykładzie jego wypowiedzi o byłychszafach MSZ jako byłych agentach sowieckich służb specjalnych? Jeśli okazałoby się to rzeczowe, to można by na próbę zacząć traktować tego pajaca na poważnie.

Zadanie to odrobiłem kilka lat temu. Podrzuciłem mu więc tylko kryptonimy polskich ministrów spraw zagranicznych:
- Krzysztof Skubiszewski "Kosk"
- Andrzej Olechowski "Must"
- Dariusz Rosati "Buyer"
- Włodzimierz Cimoszewicz "Carex"
- Adam Daniel Rotfeld "Rauf", "Rad", "Ralf" i "Serb"
i link do fragmentu z uzasadnienia wyroku Trybunału Konstytucyjnego z dnia 28 marca 2003 r., w sprawie K 44/02 (publ. OTK-A 2003/5/44). By nie nikogo trudzić pozwolę sobie zacytować ów dłuższy fragment:

    Faktem z zakresu notoryjności powszechnej jest, że do zadań Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej należały między innymi „rozpoznawanie i likwidacja siatek obcych agentur i wywiadów”, a instytucje te stanowiły część aparatu, służącego nie tyle suwerennemu państwu polskiemu (bowiem takowe nie istniało), ile narzuconemu totalitarnemu ustrojowi i Związkowi Radzieckiemu. Niezależnie od powołanych wyżej – z istoty rzeczy jawnych – aktów prawnych, stwierdzić należy, że szczególnie istotne znaczenie miały przeznaczone do użytku wewnętrznego instrukcje, z których jasno wynikała jednolitość i spójność aparatu przymusu, realizującego zadania partii i rządu. Warto przypomnieć Instrukcję o pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych, stanowiącą załącznik do zarządzenia Ministra Spraw Wewnętrznych z dnia 1 lutego 1970 r. Podkreślono tam, że „dywersja polityczna, ideologiczna, psychologiczna i ekonomiczna stała się głównym elementem walki z krajami socjalistycznymi”, „nastąpiła rozbudowa ośrodków dywersji i szpiegostwa”, „rośnie ilość wrogich publikacji (...) ośrodki dywersji zostały zasilone nowymi kadrami spośród osób, które wyemigrowały (...) i powodowane nienawiścią do PRL wykorzystują do wrogich celów posiadany zasób informacji”. Autor instrukcji podkreślił, że „prawidłowością współczesnej walki z dywersją jest to, że każda z wrogo działających grup czy osób nawiązuje kontakty z ośrodkami antykomunistycznymi w krajach kapitalistycznych”, a „ośrodki dywersji inspirują wrogą działalność w kraju, wspierają ją finansowo i technicznie”. W tych warunkach „pierwszoplanowym zadaniem Służby Bezpieczeństwa jest ujawnienie tych powiązań”.

    Nieco później wydana Instrukcja o pracy wywiadowczej w Departamencie I MSW, wprowadzona zarządzeniem Ministra Spraw Wewnętrznych z 6 maja 1972 r., zawierała znaczące stwierdzenia, w myśl których „cechą charakterystyczną obecnego układu sił politycznych na świecie jest konfrontacja między systemem socjalistycznym i kapitalistycznym. W działalności państw kapitalistycznych (...) aktywnie uczestniczą ich organizacje wywiadowcze (...) współczesny wywiad stał się istotnym czynnikiem polityki państwowej”. W § 1 ust. 1 Instrukcji sprecyzowano, że „celem wywiadu jest „zdobywanie i dostarczanie Kierownictwu partyjnemu i państwowemu tajnych informacji o planach i zamiarach obcych rządów istotnych dla interesów PRL bądź innych krajów wspólnoty socjalistycznej”, „paraliżowanie i zwalczanie działalności obcych służb specjalnych” oraz „rozpracowywanie ośrodków dywersji ideologicznej i politycznej”. Wskazano też, że zadania Departamentu I MSW obejmują realizację zadań „na potrzeby innych służb resortu spraw wewnętrznych”, a więc także na rzecz Departamentu III MSW (zwalczającego opozycję) czy Departamentu IV MSW (walczącego z Kościołem).

    Z kolei w Instrukcji o pracy operacyjnej Zarządu II Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego z 15 grudnia 1976 r. wskazano, że „główny wysiłek działalności agenturalnego wywiadu strategicznego jest skierowany przeciwko (...) wszystkim państwom NATO”. Na marginesie wskazać trzeba, że działania kontrwywiadowcze w wojsku prowadził Główny Zarząd Informacji, a później Wojskowa Służba Wewnętrzna. Wobec niewyodrębnienia wyspecjalizowanych służb odpowiadających Departamentowi III MSW uznać należy, iż zwalczaniem opozycji politycznej w wojsku zajmowały się właśnie jednostki kontrwywiadu.

    Z powyższego wynika jednoznacznie, że wywiad cywilny i wojskowy realizował zadania wyznaczone przez „wspólnotę socjalistyczną” i realizował zadania „na potrzeby innych służb”. Równocześnie Służba Bezpieczeństwa realizowała zadania skierowane przeciwko „ośrodkom antykomunistycznym w krajach kapitalistycznych”, „wrogiej działalności w kraju” oraz Kościołowi. Nie zostały przy tym zdefiniowane pojęcia „opozycja” czy „przeciwnik polityczny”, bowiem stworzono stereotyp „wroga”, kierującego się „nienawiścią do PRL”. Te pojęcia obejmowały całą działalność opozycyjną i niepodległościową, a więc nie da się wyodrębnić działań kontrwywiadowczych, które nie stanowiłyby jednocześnie realizacji zadań związanych ze zwalczaniem opozycji. Przytoczyć warto cytat z posiedzenia kierownictwa MSW w dniu 16 listopada 1976 r.: „głównych figurantów opozycji (...) należy traktować jak agentów obcego wywiadu” (AMSW sygn. 17/IX/78/20; cyt. za: H. Dominiczak, Organy bezpieczeństwa PRL 1944-1990, Warszawa 1997, s. 289).

    Podkreślenia wymaga fakt, że instrukcja z 1970 r. adresowana była do Departamentów II, III i IV MSW oraz podległych im jednostek terenowych. Wyznaczała jednolite metody pracy i stawiała wspólne zadania do zrealizowania. Tym samym
    – z przedstawionych wyżej powodów – wyodrębnienie z działań MSW działań kontrwywiadowczych jest technicznie niemożliwe. Z kolei wyodrębnienie działalności wywiadowczej również jest utrudnione, bo choć regulowała ją odrębna Instrukcja z 1972 r., to podkreślała ona, iż skuteczna działalność wywiadowcza wymaga wykorzystania „całego resortu spraw wewnętrznych”. Wszystkie powyższe konstatacje prowadzą do wniosku, że nie istnieją racjonalne przesłanki uzasadniające różnicowanie zadań (dzielenie ich na wywiadowcze, kontrwywiadowcze i „inne”), które stanowiły integralną całość ze względu na przesłanki merytoryczne i organizacyjne.

    W kontekście wykonywania zadań wywiadowczych i kontrwywiadowczych zauważyć trzeba zresztą, że miały one oblicze dwojakie. Część działań miała oczywisty i zrozumiały charakter zabezpieczenia interesów państwa, zdobywania informacji militarnych czy handlowych niezbędnych do funkcjonowania Polski w sferze międzynarodowej (wywiad) oraz przeciwdziałania akcjom wywiadów państw obcych (kontrwywiad), a także zabezpieczenie granicy państwowej np. przed przemytem (działania dla ochrony granic). Decydujące jednak znaczenie musi mieć równie oczywiste stwierdzenie, że znaczna (jeśli wręcz nie przeważająca) część działań, które można byłoby zakwalifikować jako „wywiadowcze”, „kontrwywiadowcze” i wykonywanych „dla ochrony granic” była całkowicie podporządkowana ośrodkom władzy politycznej i nakierowana na realizację tych samych zadań, które należały do innych struktur organów bezpieczeństwa. Tym samym granice pomiędzy działalnością wywiadowczą i kontrwywiadowczą, a zwalczaniem przeciwników władzy ludowej były niezwykle trudne do przeprowadzenia. W świetle wielu dostępnych i wciąż ujawnianych materiałów za oczywiste uznać bowiem trzeba, że podstawowym zarzutem stawianym wszelkim przeciwnikom władzy ludowej była współpraca z obcym wywiadem. Czyny te od strony prawnej kwalifikowano jako przestępstwa opisane w kolejno obowiązujących dekretach: z dnia 16 listopada 1945 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa (Dz. U. Nr 53, poz. 300 – art. 6 i 7) oraz z dnia 13 czerwca 1946 r. o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy Państwa (Dz. U. Nr 30, poz. 192 ze zm. – art. 5 i 6), który obowiązywał aż do 1970 r. W pierwszych dwóch powojennych dekadach władze próbowały wywołać wrażenie, iż jedynym prawdziwym ruchem oporu był ruch komunistyczny, a Delegatura Rządu i Armia Krajowa działały w interesie, a nawet w porozumieniu z Niemcami. Wszystkie powojenne organizacje antyreżimowe – zarówno zbrojne jak i czysto polityczne, były przedstawiane opinii publicznej, oskarżane i likwidowane jako zdradzieckie, podległe, finansowane i działające w interesie innych państw. Za przykład służyć tu może choćby głośna seria procesów (niemal 40 wyroków śmierci, 19 wykonanych), w których kilkudziesięciu oskarżonym oficerom (którzy po 1945 r. wrócili do służby w Wojsku Polskim) zarzucono szpiegostwo i kontrrewolucyjne spiski oraz „usiłowanie obalenia przemocą ustroju państwa”. Podobne zarzuty stawiane były na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych „syjonistom”, w późniejszym zaś okresie członkom Komitetu Obrony Robotników i Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, jak też działaczom NSZZ „Solidarność”.

Całość orzeczenia do pobrania pod tym adresem.

Przepraszam rozczarowanych samopromocją :), to już wszystko. Tak naprawdę wszystko już było - rzekł Ben Akiba. A gdy nie było - śniło się chyba.





.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Dziesięć i jeszcze jedno przykazanie, albo kim bym został

Nie będę pisał o Migalskim, nawet nie jego krytykach. Krytyczna analiza to rzecz cenna, a już zwłaszcza analiza krytyczna. To tekst dla zupełnie nowych acz zajadłych wrogów i może nawet bardzej - politycznych moralistów.

Zainspirował mnie  post blogera Zebe 10 przykazań dla PIS (Migalskiemu i reszcie…).

Tekst Zebe z czystym sumieniem mogę zaliczyć do inspirowanych szlachetnym lecz strasznie naiwnym oglądem polityki. Wyśpiewane z najwyższego C "wytyczne" oparte są amnezji. To zresztą przypadłość znacznej części blogerów do których piszę.

Proszę sobie wyobrazić, że jesteśmy w roku 2004, a nawet w połowie 2005 r. Następnie proszę przeczytać dwa teksty ze strony pis.org. Pierwszy to przedruk artykułu pod wszystko mówiącym tytułem
Samoobrona - tajna broń WSI z GaPola. Mimo wyrazistego tytułu nalegam na uważną lekturę. Dalej proszę przeczytać zapis czatu Jarosława Kaczyńskiego z internautami z marca 2004 r. Cały tekst warto przeczytać. Zacytuję tylko pytania i odpowiedzi odnoszące się do Samoobrony.
prezes: Czy jest pan gotów założyć koalicję z Samoobroną?
Jarosław Kaczyński: Nie. My byliśmy głównym wrogiem Samooobrony do niedawna.

Kasia: Czy jakakolwiek inna koalicja wchodzi w grę?
J.K.: Ja jestem przeciwnikiem mówienia o koalicjach przed wynikiem wyborów. Mamy dwa wyraźne zakazy, które dziś obowiązują w samorządach, a będą też obowiązywać w nowym parlamencie - Sojusz Lewicy Demokratycznej i Samoobrona. A dziś powinno się powiedzieć odwrotnie - Samoobrona i Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Teraz proszę sobie wyobrazić, że w poście krytykuję Jarosława Kaczyńskiego twierdząc, że nie powinien wykluczać koalicji z SLD, a już na pewno nie z Samoobroną. Jakimi imionami ochrzcili by mnie w 2004, a nawet w połowie 2005 r. i gdzie zapisali komentatorzy.

Można by jeszcze się podeprzeć wywiadem dla Trójki z 2004 r. i mnożyć przykłady, lecz nie w tym rzecz.
Nie piję tu do spotkań Lipińskiego z Begerową. Ustalanie zasad politycznego transferu, jego ceny, to typowa polityczna kuchnia. Mało estetyczna, ale bądźmy szczerzy tylko z tego względu, że Begerowa to nie Monika Belucci. Prowokacja chłopców z Wiertniczej w ogóle na mnie nie działa, ponieważ  TAKA JEST, BYŁA I BĘDZIE, POLITYKA, a nie żałosne 10 przykazań Zebe.

Gdy Jarosław Kaczyński wyskoczył z lewicą i patriotą Gierkiem (wg Kluzikowej Gierek to autorski pomysł premiera) byłem wściekły i do głowy by mi nie przyszło udowadniać, w ślad za premierem, że Gierek był patriotą). W zasadzie nie zabierałem głosu na blogu, poza wymianą komentarzy z VII Liceum. W ogóle uważam udzielony na koniec kampanii wywiad dla Olejnikowej za błąd. Bardziej błąd wykonania niż  samej decyzji. Premier wypadł tak bezradnie, jakby spodziewał się, że miss Botox umyje mu nogi, a wodę będzie piła jako lekarstwo, lub prawie tyle.  Było minęło.

Wracając do dekalogu. Po lekturze wytycznych Zebe przypomniałem sobie 11 przykazanie, sformułowane przez bohatera książki Łysiaka Kielich.

Dekalog i epigonalne wobec niego kodeksy uczą, że nie powinno  się kraść, kłamać i tak dalej. Brak im tylko tego przykazania :  nie paraj się i nie pasjonuj polityką! Nie daj  się uwieść pstrokatym piórom i syrenim śpiewom heroldów tak zwanej demokracji!  Wszelka demokracja jest fałszywa, a nawet żałosna przez swą nikczemną niedemokratyczność, gdyż  sterują nią skorumpowane bezwstydnie, samowystarczalne kliki demagogów pracujących dla własnej kieszeni oraz własnej partii, a nie dla społeczeństwa, i celebrujących całą tę farsę ze śmiesznie solenną skrupulatnością, której rzadkie alibi to okresowy sukces gospodarczy legitymizujący ustrój. Już Edmund Burkę (czytałem go studiując Oświecenie) mówił,  że niezbywalnym atrybutem demokracji przedstawicielskiej jest prawo wybranych mandarynów do nieliczenia się ze zdaniem wyborców, czyli do łamania wyborczych obietnic - do zdrady elektoratu przez klasę polityczną.  Politycy zawsze będą pchać system polityczny na skraj obrzydzenia, tak jak hipochondrycy pchają system opieki zdrowotnej na skraj bankructwa. Jeżeli nie musisz - nie głosuj!
Nie jest jednak tak źle. Aby optymistyczniej zakończyć wrzucę cytat, który w książce poprzedza 11 przykazanie.
Życie zmusza nie  tylko do śmierci. Śmierć nie  jest problemem. Problemem jest fakt, iż życie zmusza do życia - do długiej drogi, u której krańca czeka śmierć. Główny kłopot na tej drodze stanowi niemożność uniknięcia błędów rodziców, dziadków i pradziadków, które znamy wybornie, gdyż zostały opisane, osławione i skarcone przykładnie, i w każdym pokoleniu służą jako lampy alarmowe mające nas  ustrzec  przed bolesny mi powtórkami. Mogę ci dawać wiele rad,  lecz  głupota genów oraz frywolność hormonów i tak zagłuszą twój rozsądek. Rada główna tyczyłaby równowagi. Między szczodrością a oszczędnością. Między humanizmem a egoizmem. Powaga i humor. Wygładzający obiektywizm i wyostrzający subiektywizm Razem, niczym uzupełniający się duet. Pedanteria i luz. Dyscyplina współmieszkająca z instynktem zuchwałości. Szacunek dla tradycji i kreatywność  wynalazcza. Rygor i swoboda, refleksyjność i brawurowość, sumienność plus zamiłowanie do  improwizacji. Wszystkiego po trochu; twój mózg jako szkatułka pełna przeciwieństw, które harmonijnie współżyją i współpracują. To byłaby optymalna wersja człowieczeństwa, przy jednym bezwzględnie koniecznym warunku: "Pewnych rzeczy się nie robi".
Pytanie tylko jakie są te pewne rzeczy.

I to by było na tyle. Mam dość polityki, przynajmniej do następnego wpisu :)



.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Smutny Ossów i Białystok oraz takie tam

Po raz kolejny okazuje się, że blogger powinien mieć duszę sprintera. Jeszcze wczoraj dzisiejszy post napisany tak naprawdę kilka dni temu nosił tytuł Parulski w Sevres, smutny Ossów, radosny Białystok oraz inne varia(ctwa).

Parulski w trakcie wklejania i dopisywania rozlał się na cały post. Kwestia Białegostoku nie musiała się z tego powodu skurczyć a jednak. O varia(ctwach) na końcu.

Nie wiem czy ktoś zwrócił uwagę na treść komentarza do wiadomości o skandalu Ossowskim, na portalu poświęconym życiu Zielonki. Otóż jeden z komentatorów napisał m.in (pisownia oryginalna):

Uczesnicy protestu nie stanowili zorganizowanej grupy. Nie było zadnych bojówek PISu.Najbardziej nerwowo i chamsko zachowywał się p.Wyszyński z urzędu w Zielonce.  P.Macierewicz był rano na mszy i po krótkiej wypowiedzi dla TVN wyjechał. Co do zbeszczeszczenia i zniszczenia pomnika, to są trzy czerwone gwiazdy narysowane kredką. Autorką ich jest prawdopodobnie dziewczynka , która była z rosjanami (ambasada ?) ok. godz. 13-14. Bardziej żenujące sąn błędy ortograficzne na tablicy.Ten kto pisze ,że mieszkańcy są zbulwersowani protestem, to widocznie rozmawia z ludżmi nie znającymi histori i kontekstu politycznego lub osobami starszymi , które pomodlą się nad każdym grobem.
Pozwoliłem sobie powiększyć fragment pomnika z barbarzyńskimi znakami i same znaki.

Widok całej płyty (kliknąć dla powiększenia):

Gwiazdy (kliknąć dla powiększenia):

Co ma do tego Białystok. Otóż Białystok to wyjątkowe duże polskie miasto. Łaska wyzwolenia przez Armię Czerwoną dotknęła je trzykrotnie. Według kalendarium historycznego, jeszcze wczoraj Białystok był wesoły. Dziś radykalnie posmutniał. Niestety, 22 sierpnia ślepy nacjonalizm przegnał z pierwszej w XX wieku stolicy republiki polskiej, humanizm. Ten na szczęście zdążył dwa dni wcześniej zamordować kilkunastu białostoczan. Bohaterscy kaci z Krasnoj Armii pozostają do dziś nieznani, jednak ze stuprocentową pewnością można stwierdzić, że na pewno nie są to ci, których kości spoczywają w ossowskiej mogile. Mija 22 VIII jest smutno, but think positive. Za pasem wrzesień i kolejna okazja do wyzwoleńczego jubla. Czarna noc, która nastała 90 lat temu trwała aż do 22 września 1939 r. Właściwie świtać zaczęło już 15, gdy Wehrmacht, wierny sojusznik Armii Czerwonej wkroczył do Białegostoku.
Kolejny raz Armia Czerwona wyzwoliła Białystok 29 lipca 1944 r. od razu czyszcząc nacjonalistyczny żywioł. Szykując się do postu od strony graficznej, przejrzałem grafikę poświęconą cmentarzom żołnierzy Armii Czerwonej. Z okazji pierwszego święta świeczek, przypadającego na 9 dzień maja, Wyborcza zamieściła zdjęcie z tablicy zamontowanej w Białymstoku w 1984 r. Napis jest jasny i w głównej myśli nie odbiega od krajowych inskrypcji. Jednakże zawiera on pewną nieścisłość, a w zasadzie niekonsekwencję. O co chodzi można się jasno przekonać oglądając poczynione przeze mnie projekty poprawek, które czynią zadość pełnej prawdzie o "wyzwoleniu" 1944/45. Pierwsza wersja z uwagi na najmniejszą liczbę liter, które należy dokuć, jest budżetowa. Kolejne dwie są bardziej rozpasane finansowo.

Wersja oryginalna:



Po kolei, wersja budżetowa, wersja rozpasana 1, wersja rozpasana 2 (jeszcze pod dłutem):

Jak już wspomniałem w poprzednim poście, uroczystości z okazji wyzwolenia 17 września to doskonała okazja by Cześkowi Kiszczakowi wyprostować ścieżkę do sięgnięcia po upragniony i zasłużony tytuł Marszałka Polski. Wcale sobie nie kpię. Zastąpienie anachronicznej polityki historycznej Lecha Kaczyńskiego doktryną Pojednania Dupy z Batem będzie pełniejsze w swoim wyrazie, gdy Jaruzelski i Kiszczak dostaną marszałkowskie nominacje. Miłość do marszałków i marszałek obecnego prezydenta jest przecież powszechnie znana.

Wśród wariactw przewidziałem jeszcze m.in. wpis, który stroskany brakiem wolności w czasach kaczyzmu red. Szostkiewicz, był uprzejmy odrzucić prewencyjnie pod swoim blogowym wpisem, utyskującym nad barbarzyństwem ossowskich protestantów.
Pan się “myli”, jak zwykle. Premierem w Rosji jest pułkownik, który będąc prezydentem zwyczajowo wznosił toasty za czekistów i zwyczaj ten utrwalił. Już pominę fakt, że jest wnukiem leninowego kucharza i synem enkawudzistowskiego oficera. Bo to w pana środowisku akurat nobilitacja i wiza w paszporcie do świata oświeconych.
Tak się zastanawiam, czy w Niemczech jest do pomyślenia by w mediach królowało środowisko jednoznacznie kojarzone z byłymi działaczami NSDAP i dziećmi funkcjonariuszy Gestapo generałów Wehrmachtu i innymi naziolami z górnej politycznej i artystycznej półki.

Zawiadomienie ambasady uklepana szpadlem ziemia ew. deskowy szalunek to wszystko co dla azjatyckiej kultury można zrobić. Żadne wyrzucanie pieniędzy podatnika na projekty artystów i szlachetne materiały na pomniki nagrobne dla tych, którzy wymordowali rannych i personel szpitala wojskowego w Płocku. Żeński personel wcześniej zgwałcili.

I truchło Marchlewskiego wysłać do Moskwy.
Miało być jeszcze o radości z faktu, że premier Kaczyński odpocznie od mediów i jak mam nadzieję od szajki, która uważa, że umownie pisząc: dobrze leżący garnitur, wyprasowana koszula, niepoplamiony krawat i zapięty rozporek są w opozycji do prawdy. Miało być małe rozwinięcie, lecz po pierwsze się rozrosło bardziej niż Parulski, po drugie muszę się nad tym wszystkim trochę zastanowić i nie pisać pod wpływem emocji. Mogę mimowolnie obrazić znaczną część moich, i tak nielicznych, czytelników.


.

Prokurator generał Parulski jedzie Sèvres

Dzielny prokurator generał trzasnął obcasami przed premierem pułkownikiem z należytym respektem i dostał akta caluśkie tomy akt. Caluśkie to piszę na wyrost. Z taśmami, co to je caluśkie przegrywano przy świadkach jest zamieszanie. Prokurator generał odebrał wersję 4 beta 354 Release Candidate plus dogrywkę. Z tym, że prokurator generał Parulski pojedzie teraz nie do Moskwy lecz do Sèvres. Będzie tam służył za wzorzec apolitycznego prokuratora. Dobre dwa tygodnie temu, Duda mój ulubiony, obok Zielińskiego, cyngiel z Dziennika Gazety Prawnej doniósł, że w Prokuraturze Wojskowej wybuchła awantura. Ciężko pokłocili się prokurator Marek Pasionek oraz były już pułkownik Parulski. Ostatni wysłał pierwszego do Moskwy po cośtam. Niestety do stolicy proletariatu nie dotarła bumaga i prokurator większość czasu nudził się w hotelu. Gdy wrócił dostał opie..ol od Parulskiego. Duduś czujnie poszukał źródła konfliktu. Pasionek jako, że przyszedł z Katowic został sklasyfikowany jako wrrredny ziobrysta, Parulski zaś, jako sekowany ongiś przez strrrasznego Ziobrę.

Jakoś nie zapamiętałem duszenia Parulskiego przez Ziobrę. Zrobiłem małą kwerendę i mnie olśniło. Na początku lipca 2009 r. Parulski Stowarzyszenie Prokuratorów RP, pod jego światłym przewodnictwem rozdarło swe togi i zaapelowało o zakończenie politycznych nacisków na prokuraturę. W apelu podano szereg budzących grozę prawdziwych przestępstw, do jakich miało dochodzić prokuraturach. Parulski został wezwany na przesłuchanie i się zaczęło. Kolejną togę Parulski rozdarł na łamach Wyborczej użalając się nad zamachem na Stowarzyszenie Prokuratorów. Tamże Ewa Siedlecka czujnie napisała:
Gdyby panu Parulskiemu, członkom Stowarzyszenia Prokuratorów RP lub prokuratorom, którzy informowali dziennikarzy o wywieranych naciskach robiono z tego powodu jakiekolwiek przykrości, to trzeba przypomnieć, że art. 5 prawa prasowego zakazuje szykanowania za udzielenie informacji prasie - mówi dr Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Standardem na świecie jest ochrona a nie szykanowanie osób głośno mówiących o ważnych problemach. Nazywa się ich "whistleblowers" - "dmuchającymi w gwizdek" - dodaje Bodnar. Program Spraw Precedensowych, którym kieruje, obserwuje postępowanie prokuratury w sprawie apelu Stowarzyszenia Prokuratorów RP.
 Po tym trzasku rozdarły się togi sędziów ze Stowarzyszenia Justitia:
Zarząd Stowarzyszenia Sędziów Polskich IUSTITIA wyraża głębokie zaniepokojenie w związku z podanymi przez Gazetę Wyborczą  z dnia 7-8 lipca 2007r. informacjami dotyczącymi podjęcia przez Prokuraturę Wojskową w Warszawie kroków zmierzających do przedstawienia Prezesowi Stowarzyszenia Prokuratorów RP zarzutu popełnienia przestępstwa.
oraz przeróżne togi ze Zrzeszenia Prawników Polskich. ZPP to bardzo zasłużony skrót. Warto zajrzeć na stronę Wiki i przekonać się jak ekipa w bryluje w Zrzeszeniu.
Jesteśmy stowarzyszeniem skupiającym wszystkie prawnicze profesje. Chcemy, żeby Zbigniew Ziobro podjął jako prokurator generalny odpowiednie działania. Przecież z jego wypowiedzi wynika, że doskonale wie o postępowaniu wszczętym w sprawie prokuratora Parulskiego.
Do drących się tóg dołączyło rozdarte serce posłanki Katarzyny Piekarskiej, która złożyła interpelację poselską. Nikt (poza rzecznikiem RPO) już nie śledził dalszych losów nacisków bo prawdziwe piekło rozpętało się, gdy wzór cnót były prokurator Kaczmarek wpadł do Marriota pojeździć windą.
Trochę poszperałem i nie znalazłem procesowych następstw uprzejmych doniesień o zamachach na niezależność. Okazało się też, że wezwanie Parulskiego na przesłuchanie miało taki związek z apelem, że poproszono go by podzielił się wiedzą na temat opisanych tam zbrodni ziobryzmu, gdyż wydawały się przeokrutne. Interpelacja. Odpowiedź na interpelację.

Jak wszystkie i ten balon ze zbrodniami kaczyzmu okazał się nic nie wartym flakiem.

Dlaczego prokurator generała pojedzie i już zostanie w Sèvres? Ano jako wzorzec niezależnego prokuratora. Pan Parulski swoją karierę w prokuraturze wojskowej rozpoczął najbardziej apolitycznie tak jak tylko można sobie wyobrazić.
Otóż wg Bronkopedii w 1982 r. został powołany do ZAWODOWEJ służby wojskowej w Prokuraturze Wojskowej w Poznaniu. Bardzo zabawne sformułowanie. Mam nieodparte wrażenie, że Parulski co sił w nogach uciekł przed polityką do apolitycznej wówczas armii ochotniczo. Jak wszyscy wiemy w stanie wojennym prokuratura wojskowa była dla apolitycznych i niezależnych prawników najbezpieczniejszym przytuliskiem, wręcz azylem. Kto chciał być apolityczny i niezależny walił w 1982 r. do wojskowej prokuratury i generalnie do apolitycznego wojska jak siwy dym.

To już kolejny po Andrzeju Treli chwat, który karierę zaczynał w stanie wojennym i awans generalski okazji rocznicy zwycięstwa nad bolszewikami. Treli pozazdrościć ZOMOwskiej inicjacji w Batalionach Centralnego Podporządkowania.

Dawaj Bronek, dawaj. Jaruzelski i Kiszczak już czekają na marszałka. Kiszczakowi po drodze stopień solo "generała". Ale to można załatwić na szybko z okazji rocznicy połowinki wyzwolenia - 17 IX.

O tej i nie tylko tej rocznicy jeszcze dziś. W końcu z jakiegoś powodu Białystok posmutniał. A wczoraj był jeszcze wesół.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Czy art moderne jest passé?

Jakim zaskoczeniem dla świata artystycznego był dzisiejszy występ młodego duchem emeryta z podlubelskiej wsi. Na sprawcę "zbeszczeszczenia" tablicy spadły głosy potępienia, środki przymusu bezpośredniego i inne represje. Na wszystkich forach przyszyto go do PISu. Ponoć kodeks karny wycenia jego czyn nawet na 5 lat pozbawienia wolności. A gdzie jest wolność ja się pytam? Gdzie prawo artysty do swobodnej ekspresji, do montowania w przestrzeni nacechowanej zaduchem minionych epok, świeżego powiewu sztuki nowoczesnej. Można dopatrzyć się pewnego prymitywizmu w artystycznym wyrazie przeżyć wewnętrznych artysty, ale tylko z uwagi na użycie szklanego i nieekologicznego opakowania. Tak naprawdę trudno mistrzowi zarzucić nikiforyzm. Nikifor, który posługiwał sie tradycyjnymi formami, mógłby czyścić tajemniczej postaci słoiki.

Nie udawajmy obłudnie zgorszenia . Artystyczne robienie w gównie ma już długą tradycję. Nie śledzę na bieżąco wydzielin świata artystów (poza artystami wydalającymi do prasy, vide top bloga), dlatego krótką historię fekalistyki artystycznej podaję, za artykułem Kupa sztuki z przewagą ekskrementów z Rzeczpospolitej.
Odchody cenniejsze niż złoto
W 1920 roku Marcel Duchamp, znany grepsiarz, przywiózł nowojorskiemu znajomemu pamiątkę z Paryża: powietrze. Zamknięte w szklanej ampułce. 40 lat później inny artystyczny jajcarz Piero Mazoni zapuszkował substancję równie tanią, choć bardziej wyczuwalną – własne fekalia. 90 konserw, każda z 30-gramową zawartością. Po kilku latach ta limitowana edycja osiągnęła na rynku sztuki kwoty 75 tysięcy dolarów. Za porcję. Sześć lat temu Tate Gallery z dumą donosiła, że udało jej się kupić puszkę po promocyjnej cenie, za 30 tysięcy dolarów.
W dniu dokonania tej kloacznej transakcji maklerzy giełdowi przeżyli stres: za 30-gramową grudkę złota płacono niewiele ponad 300 dolarów. Temat godny filozofów.
Pod warunkiem, że mamy pewność co do zawartości puszek Manzoniego. Bo plotka głosi, że artysta zakpił z poważnych dilerów i naładował do puszek… gipsu. Spieszę jednak pocieszyć wszystkich, którzy wyłożyli kasę za „Merda d’Artista” (jak oficjalnie zatytułowane jest dzieło). Otóż niektóre konserwy eksplodowały. Niezły gips.
Zmarły przed dziesięciu laty niemiecko-szwajcarski twórca Dieter Roth napisał autobiografię, w której spisał swe godne uwiecznienia defekacje. Z kolei nowojorski artysta i dziennikarz Alden Todd postanowił własne dokonania zastąpić pracą innych. W pośmiertnych wspomnieniach (zmarł dwa lata temu) przywołano jego ideę zgromadzenia kupek 400 kolekcjonerów. Cuchnąca materia stała się popularnym tematem sztuki. Dowodzą tego dwie tegoroczne wystawy w Nowym Jorku; obie o tytule niepozostawiającym wątpliwości co do przesłania: „Shit”. W galerii Feature Inc. motyw zinterpretowało kilkudziesięciu autorów, powołując się na klasyków, m.in. Boscha i Bruegla. Szambo ma swoją wielką przeszłość.
Pokaz miał nowojorską konkurencję – „Shit” w Yvon Lambert Gallery. Jej autor Andreas Serrano przedstawił cykl fotografii z tytułowym surowcem w roli głównej. W kadrach – efekty wypróżnienia różnych zwierząt (w tym celu artysta odwiedził ekwadorskie zoo) oraz samego autora.

Bardzo jestem ciekaw opinii znanej z popierania ekstremalnych i ektrementalnych środków wyrazu redaktor Paradowskiej z najciekawszego polskiego tygodnika opinii. Jej uwielbienie dla fekalisty na P. z podlubelskiego miasta na B. było znamienne. Ciocia Paradowska powinna, nie tylko z uciechy klepać się po udach, ale i grzebać palcem w... oku, by dostrzec wszystkie szczegóły i ogólną perpektywę występu artysty nowoczesnego.

Dlaczego milczą zazwyczaj głośni adoratorzy i zwolennicy instalowania genitaliów na krzyżu, kondomu w monstrancji,  czy gównianych ale publicznych instalacji słowno-rekwizytorskich posła na P. z podlubelskiego miasta na B? Na naszych oczach w sposób bezprzykładny represjonuje się artystę. Dlaczego pod aresztem czy innym miejscem przetrzymywania geniusza nie czeka radio TOK-FM. Czy za tym goownianym mistrzem ujmie się inny artysta kucharz z warszawskiej uczelni i jego fani? To był fun, czysty fan podkreślmy. Ukrzyżowany pluszowy miś na krzyżu i rozprysk goowna na zatęchłym i cuchnącym formalizmem estetycznym frontonie Pałacu Namiestnikowskiego są tej samej wartości. Dość obłudy i zakłamania. Protestujcie moderniści, postmoderniści obrońcy niekrepowanego dulszczyzną prawa czlowieka do zasrania przestrzeni. Odchody są ludzkie a nic co ludzkie... To wczoraj była potrawka z królika z truflami, w sosie chasseur. Minął tylko jeden dzień i wszyscy są zniesmaczeni? O tym pisałem w poście Gombrowicz, Terencjusz oraz paserzy i alfonsi. Czyli ja jestem kryty. A obłudnicy z Czerskiej i wiertniczej?

Tak bez ironii i z przykrością kolejny raz trzeba przyznać rację Mikołajowi Gómezowi Dávili. W społeczeństwie rysującym się na horyzoncie, nawet entuzjastyczna współpraca sodomitów i lesbijek nie uchroni nas przed nudą. Aby nudę rozproszyć trafił się egzemplarz modernisty, którego kolumbijski filizof przewidział: Z pewnością istnieje nowoczesny malarz, który dla odcieni swej żółci i ochry używa fekaliów.


.

Manifest PKWN (oo)



Ludu, nasz ludu!



Opozycja musi zniknąć, raz na zawsze! 


Wstrząśnięci jesteśmy haniebnymi wydarzeniami jakich jesteśmy świadkami od trzech lat, a w szczególności dramatem ostatnich dni.


Opozycja, ugrupowania wrogie LEGALNIE wybranemu Rządowi Rzeczypospolitej Polskiej i jej Prezydentowi bez przerwy dążą do przejęcia władzy i co najgorsze, taka jest ich wredna natura. To żałosne i godne potępienia postępowanie jest wręcz istotą opozycji. Opozycja wprowadza chaos, jątrzenie i niepewność. Opozycja tylko czyha na potknięcia, błędy rządu patrzy bez przerwy na ręce. To niekończący się festiwal stalkingu.


Opozycja zajmuje się krytyką rządu, nie ponosząc odpowiedzialności za  rządzenie. Opozycję cechuje wygodnictwo. Opozycja to darmozjady, nie orzą tylko knują jak odebrać władzę.. Po co komu posłowie, nienawidzą rządu tak mocno, że najchętniej zabraliby temu rządowi władzę. 


Opozycja jest destrukcyjna i nie wnosi nic wartościowego. Nie buduje autostrad, nie uchwala budżetu, nie zajmuje się gospodarką morską, rolnictwem, żadną gospodarką się nie zajmuje. Wstyd niczym się nie zajmować tylko jątrzyć, zadawać bezczelne pytania i wnosić interpelacje. Opozycja to warstwa pasożytnicza, ziemia jałowa.


W Sejmie powinna zasiadać tylko partia rządząca, stronnictwa sojusznicze. Dopuszcza się możliwość by w sejmie działało koło postępowych katolików.


Oczywiście należy zlikwidować wybory, ten festiwal obłudnych, pustych, populistycznych obietnic, jednocześnie skłócający naród, wprowadzający konflikty, podziały, nienawiść.


Nie wolno dzielić POlski, i POlaków. To haniebne, wręcz zbrodnicze. Śmierć prezydenta Narutowicza, i sekretarza Szczuki to najlepsze przykłady. Wyniszczająca, nieustanna wojna domowa jest w POlsce niepotrzebna. Energię należy skierować w kierunku budowania, nie niszczenia. 


Miliony Polaków miast marnować energię na nic nie dające spory, kłótnie powinny zająć się popieraniem rządu i prezydenta. Tylko udzielają im wsparcia w trudnej i niesłychanie odpowiedzialnej pracy mogą Polacy przyczynić się do budowy lepszego jutra, pokoju i likwidacji globalnego ocieplenia. Nie można tych wartości osiągnąć poprzez knucie i rycie pod rządem i prezydentem, sianie nieufności i nienawiści. 


Siewcy ziaren niezgody powinni raz na zawsze zniknąć z życia publicznego!


Dlatego domagamy się i POstulujemy:
W Sejmie POwinna zasiadać partia rządząca, stronnictwa sojusznicze i  koło POstępowych katolików.


Opozycję wyprowadzić!


Polski Komitet Wyzwolenia Narodu (od opozycji).


Dano w Budzie Ruskiej, dnia 17 sierpnia 2010 roku tuskiego.



.

sobota, 14 sierpnia 2010

Zuzanna miała rację

Zuzanna miała rację twierdząc, że P. to nie psychopata, lecz cyniczny polityczny chuligan, na zimno kalkulujący echa i konsekwencje swojego zachowania. Chyba przedwczoraj zapowiedział, że ON nie da Kaczyńskiemu urlopu w tym roku i dzisiejszym wpisem prowokuje do odpowiedzi dania odporu i to w emocjonalnym stylu.

Na pewno kalkuluje też podsycanie uczucia nienawiści do Kaczyńskiego po swojej stronie barykady. Takim wpisem zdejmuje swoim zwolennikom wszelkie hamulce moralne i daje zielone światło dla wyczynów chuliganów i bandytów nie z wyboru, lecz z charakteru. Może nawet po cichu liczy na pobudzenie jakiegoś psychopaty do działania. Nie daje ani chwili oddechu. To jest taktyka zamęczanie i prowokowanie do błędu. On się nie przemęcza. Luźne dwa zdania i ci najmniej jest chryja. Sam ma spokój. Jedzie z Bronkiem na polowanie lub relaksuje się i inny sposób. Dobrze liczy na to, że Kaczyński nie zostawi walki swoim kiepskim wojownikom, tylko wystąpi osobiście. Jeżeli nie teraz to za chwilę znów coś podrzuci. spreparuje jakąś plotę, posłuży się najzwyklejszym kłamstwem czy najprymitywniejszą manipulacją. Od tego jest.

P. skupia na sobie cały ogień propagandowy i jednocześnie tępi ostrze oskarżeń. No bo co jeszcze można powiedzieć po ataku tego skurwysyna na Przemysława Gosiewskiego? Można wymyślić zarzut cięższego kalibru określić mocniejszym słowem? Nie można. Pomijam zachowanie dziennikarki najciekawszego (wg Jankego tygodnika) klepiącej się z uciechy po udach (trafna obserwacja Mazurka). Mam wrażenie, że to o niej mówiła Zuzanna wspominając perwersyjne oglądanie polityki przez czerwone stringi z dziurką.
Ostrze słusznych oskarżeń będzie się tępiło proporcjonalnie do częstotliwości ich używania, nawet nie nadużywania lecz używania adekwatnie do sytuacji. Nie dać oddechu, zabrać sen i każdą wolną chwilę, wywierać ciągła presję, eskalować ekscesy. Zmusić przeciwnika by myślał bez przerwy: co on zrobi, z czym wyskoczy. Tak się niszczy ludzi i doprowadza ich do obłędu. Tak działają maniacy i osoby nastawione na destrukcję lub zniewolenie partnera. Albo będzie mój (podporządkowany) albo go zniszczę. Palikot celuje w całkowitą eliminację.

A tymczasem Bronek i Tusek spokojni opanowani ratują kraj przed kryzysem i atakami szalejącego Kaczyńskiego. Mają nowe "alibi". Opozycja powinna współpracować dla dobra kraju, a czepia się tylko jednego prawie już szeregowego posła i kibicuje Bublowi pod pod krzyżem. Z taką opozycją kraju się z kryzysu nie wyprowadzi.

W 2007 r. czekałem na wynik wyborów, a po wygranej wiedziałem, że moim celem jest osłanianie Tuska, że jako premier musi mieć wolne ręce do rządzenia. Awanturę z PiS wziąłem na siebie. Jako polityk nie miałem żadnych skrupułów.

Już lepiej, żeby dziennikarze ciskali gromy na mnie niż na Rostowskiego. Rostowski niech ma komfort pracy w tym czasie, kiedy ja ściągam na siebie ogień artyleryjski.

Świadomie wybieram takie momenty, aby kłopot swojej partii wziąć na klatę.

Michalski: Tusk nigdy Pana nie pochwalił?
Janusz Palikot: Chyba tylko raz mówił o mnie ciepło, po małpkach. Ale też w takim mniej więcej stylu: małpki były hitem...

To był wielki wysiłek, przez lata pracowaliśmy nad tym, by wariatom politycznym wyrwać skrzydełka i nóżki, aby skompromitować ich w oczach ich elektoratu. Ale to się udało, pomysły partii są ośmieszone, liderzy wypaleni. Jeśli ktoś nie rozumie, ile pracy wykonaliśmy, aby to osiągnąć, to nic z polityki nie rozumie. Media nas krytykowały za ciągły spór z prezydentem, za wojnę o krzesła, ale my wiedzieliśmy, że trzeba atakować non stop, dopóki prezydent nie zostanie zepchnięty do kąta, skąd już szkodzić nie może.

Przez okładanie Kaczyńskich dowiodłem, że jestem lojalny wobec mojej formacji, wchodzę w każdą grę po jedynie słusznej stronie, mam niespożytą energię, które chcę mojej partii, mojemu środowisku lojalnie oddać.

To wyznania nie polityka, tylko politycznego gangstera.

Pisałem, głośno formułując zdania tak, żeby Zuzanna słyszała moją analizę. Zuzka żachnęła się na styl i dodała głośno - Ten [----] nie jest samorodkiem. Ma suflerów, psychologów-psychopatów o tłumionych sadystycznych inklinacjach.



.

piątek, 13 sierpnia 2010

Jaki dziennikarz, tacy mistrzowie?


Ciągle uważam „Politykę” za najciekawszy tygodnik, ale zadziwia mnie też, jak oni – nie wiem na ile świadomie – stali się partyjnym pismem PO.


Nigdy nie przypuszczałem, że Igora Janke aż tak fascynuje i ciekawi pornografia i prostytucja polityczna. Śmietnik prlowskich propagandzistów, którzy poszli spać jako piewcy dobrodziejstw komunistycznego reżimu, a wstali jako szczerzy demokraci, udając do tego, że tak mieli od dziecka, jest najciekawszym tygodnikiem. Może nie powinienem się naśmiewać, a po prostu nie znam dokładnie zasad konkurencji, w której Polityka osiągnęła mistrzostwo? A może jaki dziennikarz tacy mistrzowie?


.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Polska już była, teraz Zgoda

14 sierpnia rozpocznie się uroczysta internacjonalizacja lajtmotywu prezydenta BMK Zgoda buduje. Zgoda internacjonalistyczna jest szlachetniejszą formą zgody narodowej, by nie napisać nacjonalistycznej.

Pan prezydent BMK odsłoni przygotowywany cichcem od dwóch lat, pomnik pamięci żołnierzy niezwyciężonej Armii Czerwonej, którzy walcząc o najszczytniejsze ideały internacjonalistycznego humanizmu, zginęli w Bitwie Warszawskiej 1920 r.


Ponieważ lepsze jest wrogiem dobrego, kilka dni temu na portalu wPolityce zastanawiałem, czy jednak nie można napisu Żołnierzom Armii Czerwonej poległym w bitwie pod Ossowem ulepszyć tak, bym i ja mógł tam zapalić świeczkę. Dokonałem pewnych ulepszeń i wyszła mi taka inskrypcja:
Żołnierzom Armii Czerwonej
poległym w bitwie pod Ossowem
- wdzięczny Naród Polski.
Żyjących nie zapraszamy, lecz jeśli już...
to zapewniamy -
miejsca w polskiej ziemi dla Was
nigdy nie zabraknie*/skolko ugodno*.

Kiedy wzruszyłem się na wieść o odsłonięciu i poświęceniu, w gdyńskim kościele, tablicy pamięci załogi okrętu Kriegsmarine „Gustloff” i ewakuowanych na jego pokładzie tysiącu marynarzy Kriegsmarine, 400 dziewcząt z korpusu pomocniczego Kriegsmarine, których nie zabiły wcześniej bezlitosne alianckie torpedy i bomby, uciekającej hitlerowskiej administracji, działaczy NSDAP, członków Selbstschutzu, funkcjonariuszy Policji, Gestapo oraz członków ich rodzin, utopionych w lodowatych wodach Bałtyku, nie przypuszczałem, że już niedługo moje serce znów mocniej zabije.

---
* jeszcze się waham.


.

wtorek, 10 sierpnia 2010

Można skonać ze śmiechu

Dziś w nocy usłyszałem w telewizji wesolutką Kazimierę Szczukę.  Niepospolicie tęga głowa pani Kazimiery szczebiotała jak to na "happeningu" było wesoło, radośnie, a atmosferę doskonałej zabawy podkreślały transparenty ze śmiesznymi napisami i śmieszne gadżety. Byłem ciekaw co sprawiło, że babcia Kazia tak dobrze bawiła się z wnuczętami. Poszukałem i już wiem.

Mnie najbardziej rozśmieszył:

transparencik:
Fot. "Dowcipny transparent" PAP ze strony Onet.pl

i śmieszny gadżecik:
Fot. "Ale Wesoły Miś" też PAP ze strony Onet.pl

Tak jakoś skojarzyłem sobie wesoły imperatyw kategoryczny z transparenciku, ze zdjęciem innych śmieszek ze śmiesznymi gadżecikami (chyba już były na blogu).

Te rozradowane dziewczątka biorą udział w bardzo wesołym happeningu, urządzonym przez bardzo dowcipnych organizatorów, po moim zdaniem naprawdę dowcipnym psikusie (serio!!!), jaki urządziły bardzo wesołe samolociki B-17, czyli największym dywanowym nalocie na Berlin. Była jedna, istotna różnica pomiędzy wesołymi demonstracjami. Pod Bramą Brandenburską nikt nie skandował Jeszcze jeden, jeszcze jeden.

Przyznam, że dziewczęcy śmiech  nawiązuje poniekąd do salw humoru, jakie czekają radiosłuchaczy po odzyskaniu programu III Polskiego Radia. Będzie bardzo śmiesznie. Ale o tym już poście "Na powrót apolitycznej Trojki", soon!


.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

BM...

BMW

BMX

BMK


sobota, 7 sierpnia 2010

O odpowiedzialności solidarnej i psychologu szarlatanie

Już raz zahaczyłem o fragment książki wywiadu Czarusia Michalskiego z panemniema.
Tym razem wobec zaostrzającej się sytuacji wywołanej jon venture zawiązanym przez chuliganów zamierzjących usunąć krzyż z prezydent Warszawy Hanną G-W. oraz TOK-FM pragnę wrócić do fragmentu, który ukazał się w Polska The Times.
Komorowski powiedział: "ja wiem, że uważacie działania Janusza za kontrowersyjne, ale jak go usuniecie z partii, ja też odchodzę. Znam go wiele lat i daję słowo honoru, że jestem w stanie nad nim zapanować, żeby nie było więcej takich wydarzeń. Jestem pewien, ręczę własnym słowem, że on jest lojalny wobec Platformy, możecie mnie osobiście uczynić odpowiedzialnym politycznie za niego". I wtedy atmosfera się zmieniła, Schetyna powiedział: "ja też mam do niego zaufanie, może on jest trochę poj...any, ale to jest człowiek Platformy, skrzywdzimy faceta zupełnie bez potrzeby. Drzewiecki jeszcze dodał, że za tamtego świńskiego ryja gotów jest dać swojego ryja za Palikota... czy coś w tym rodzaju. Zrobiono przerwę, naradę... i już się wszystko potoczyło w drugą stronę. Graś do mnie zadzwonił...
Otóż poręczenie (awal w prawie wekslowym) jest instytucją o poważnych następstwach prawnych. Zgodnie z art. 881 kc poręczyciel zwany czasem żyrantem jest odpowiedzialny jak współdłużnik solidarny chyba, że inaczej zatrzeżono przy poręczeniu. Co do odpowiedzialności solidarnej dłużników. Wygląda ona tak: kilku dłużników może być zobowiązanych w ten sposób, że wierzyciel może żądać całości lub części świadczenia od wszystkich dłużników łącznie, od kilku z nich lub od każdego z osobna, a zaspokojenie wierzyciela przez któregokolwiek z dłużników zwalnia pozostałych  (solidarność dłużników). - art 366 § 1 kc.
Moim zdaniem istnieją wszelkie przesłanki celowościowe by taką konstrukcję zastosować do poręczenia politycznego udzielnego przez prezydenta Komorowskiego panuniema. Wszystko co zrobi poseł na p. idzie na konto Komorowskiego. Za każdy jego wyczyn, za każdy efekt działania w przestrzni politycznej chuligana rachunek można przedstawić do zapłaty Komorowskiemu. Tym bardziej, że Komorowski zachował się bardziej jak awalista żyrując weksel in blanco wystawiony przez pananiema.

Mam zamiar dostosować się do postulatu redaktora Mazurka i nie nazwę burakiem Komorowskiego, ale tylko z tego powodu, że nie chcę więcej przpraszać ćwikły z chrznem i cukru rafinowanego, jak to już raz zrobiłem. Będę pana prezydenta określał tak jak pananiema. Uważam, że mam do tego pełne prawo i nikt nie powinien być z tego powodu obrażony, ani stawiać mi zarzutu poniewierania autorytetem urzędu prezydenta. Człowiek który obsadził urząd swoją osobą poręczył chuliganowi. Ja będę wystawiał rachunki poręczycielowi wekslowemu.


Trafiłem też na zadziwiający wywiadu z jakiego udzieliła panią psycholog Ewą Woydyłło. Znów na tapecie Polska The Times. A miałem dziś pisać o Dudzie z Dziennika :) Pani ta raz nazywana w sieci Woydyłło, raz Woydyłło-Osiatyńska to - doktor psychologii, zajmująca się leczeniem uzależnień w Ośrodku Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.

Zwróciłem się w tej sprawie do psycholog Zuzanny Odkurzacz-Zelmer o wyjaśnienia, gdyż śmierdziała mi gówniana podstawa kategorycznych opinii o ludziach modlących się pod krzyżem i szokująca laurka wystawiona chuliganowi Palikotowi. Wystarczy przeczytać sam tytuł wywiadu Woydyłło: Przed Pałacem rozwinęła się obsesja, by z grubsza domyślić się co serwuje pani doktor.

Zuzka powiedziała tak.
- To jest poważny problem.Diagnozowanie u kogoś zaburzeń na podstawie medialnych przekazów jest poważnym choć powszechnym nadużyciem popełnianym przez psychologa. Dopuściła się go i to z premedytacją pani Woydyłło, która jest nie tylko doktorem psychologii, ale i psychoterapeutą. Stopień uogólnień mechanizmów psychologicznych, czyste prostactwo podlane wyrażeniami specjalistycznmi, które przeciętnemu czytelnikowi kojarzą się z obelgą, poniżeniem (gdyby tak o nich się wyrazić) nie wynika z wiedzy jaką ta "szamanka" posiadła. Kieruje się ona  przekazem medialnym, który jest tendencyjny, nie poddając go weryfikacji, następnie ten pośredni i do tego wykrzywiony obraz poddaje obróbce. W sposób oczywisty obrabia ona nie to co jest, a co jej się wydaje. Nie zna faktycznych ludzkich celów, motywacji tylko własne wyobrażenia o celach i motywacjach. Później nakłada na to prymitywną kliszę. Jeżeli mamy do czynienia z profesjonalistą to założenie jej złej woli wydaje się byc uprawnione. Samoświadomość braku wiedzy o podmiocie oraz przedmiocie analizy, zakłada świadomą manipulację jaką jest konkluzja, diagnoza i wyrok - obsesja.

Doskonale to widać gdy pani psycholog dokonuje porównania grupy osób spod pałacu zdiagnozowaną jako zgromadzenie SAMOwykluczonych z kobietami z którymi ona ostatnio pracuje, uczęszczającymi na uniwersytet trzeciego wieku. Zacytowała mi fragment bełkotu pani doktor
Czy są to ludzie, którzy na co dzień prowadzą prace badawcze, którzy realizują się w sztuce, mają duchowe życie, chodzą na koncerty, słuchają Bacha? Czy mają życie wewnętrzne?Nie.
Trzeba grubej bezczelności i maksimum złej woli by prowadzić takie paralele, albo.... ta baba kompletnie odleciała i świruje (dodała przy tym, że to tylko prywatna opinia nie do cytowania). To jeszcze nic - ciągnęła Zuza. Ja się przeraziłam gdy przeczytałam opinię tej manipulatorki o P. Facet pełni dobrowolnie rolę chuligana politycznego. Nie podejrzewam go cechy jakie ma typowy chuligan o patologiczny sposób reagowania, społeczne nieprzystosowanie itd.. Ten gość robi to na zimno. Zdaje sobie sprawę z tego co dobre i złe. Zauważ, że początkowo sam był ofiarą zmyłki PO. Przypętał się do tej partii niosąc w wianie wartości chrześcijańskie i tygodnik Ozon - taki Przekrój dla moherów. Głupi nie jest i szybko się zorientował, że w PO w ogóle nie o to biega. Platforma ma te wartości w dupie. Jako człowiek o zmyśle handlowym zaczął poszukiwać łatwego rynku i znalazł go w skandalizowaniu. Nie miało znaczenia czego sprawa dotyczyła, istotne było, żeby wyrobić sobie markę i zaistnieć na scenie rugując politycznych konkurentów z partii. Partia widząc, że na Palikota można złapać politycznego jelenia patrzyła przez palce na eskalację wyskoków. Te wchodziły na coraz wyższy poziom szoku społecznego aż do swego rodzaju publicznej politycznej pornografii i perwersji pod hasłem tacy jesteśmy. Czuje się na tym rynku swobodny, nie ma praktycznie żadnych konkurentów, dyktuje cenę i decyduje o towarze. Z drugiej strony są cyniczne polityczne autorytety oralne, którym taka dewastacja odpowiada, jest dla nich opłacalna. Tedy szukają dla nej usprawiedliwień i wzniosłych haseł. Niektóre oralne ciotki są po prostu łase na ten towar - takie oglądanie polityki przez, wciągnięte na głowę, czerwone stringi z dziurką.

Wracając do Woydyłło i odpowiedzialności psychologów. Ustawia się ona w jednym rzędzie z cynicznymi oralistami. Pół biedy gdy sama jest nakręcana politycznie. To "tylko" brutalna gra z wykorzystaniem wiedzy i pozycji zawodowej. Gorzej, jesli ona faktycznie uważa, że obraz kopulującej pary w południe w centrum miasta jest pożądanym ukazaniem prawdy o człowieku zgodnie z normami społecznymi prawnymi. Wtedy kłopot mają także jej superwizor (powinien to wyłapać i przeciwdziałać, aż do zakazu wykonywania zawodu włącznie) i przede wszystkim klienci takiego egzemplarza.

W necie roi się od para-psychologów. Są to często ofiary właśnie takich dewiacyjnych zachowań profesjonalistów. Zafascynowane swoim guru, który im kiedyś pomógł, potrafią na przykład na podstawie jednej wypowiedzi określić profil psychologiczny internauty, przeszłość jego rodziców, relacje miedzy nimi i jeszcze znaleźć "lekarstwo". Kopią ludzi posługując się zawodowym żargonem, a tak naprawdę bełkoczą. Cóż siec jest pełna supermenów, którzy są lepszymi kierowcami od Kubicy i biją lepiej od Kliczki. To nie do wyplenienia.

 Gdy tak słuchałem Zuzanny pomyślałem - całkiem możliwe, że pani Woydyłło należy do gangu, który chce wywołać zamieszki w Warszawie. Po chwili się uspokoiłem. To tylko moje uprzedzenia, teorie spiskowe i mania prześladowcza. Wezmę zimny prysznic i odparuję.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Co bym zrobił

Co bym zrobił na miejscu Platformy, żeby przykryć już nie medialną sieczkę, ale polskie rozmowy o polityce prowadzone przy obiedzie, na plaży w pracy, na forach internetowych, rozmowy o katastrofie w Smoleńsku, jej przyczynach, zaniedbaniach nawet zbrodniczych, o gospodarce, deficycie, rosnących podatkach, planie Tuska-Kononowicza?

Co bym zrobił by wszystko co ustali zespół parlamentarny nie kojarzyło się  z treścią ustaleń ale mówiąc najkrócej awanturą, nie analizą dokumentów i wyciąganymi wnioskami tylko krzykiem, nie konkluzjami z ustaleń tylko osądem przed zbadaniem sprawy?

Co bym zrobił by przeciętnemu Polakowi, także temu, który kontakt z polityką ma wyłącznie przy urnie, oraz temu, który nie chodzi na wybory, mój przeciwnik polityczny nie kojarzył się z opozycją parlamentarną?

Co bym zrobił by moi przyjaciele z TVN i tej drugiej telewizji oraz odzyskanej TVP mieli jak najmniej pracy i nie trudzili się zbytnio malując z matejkowskim rozmachem Tuska i Komorowskiego jako mężów stanu odważnie przeprowadzających lud przez fale kryzysu i "wrzeszczących fanatyków"?

Co bym zrobił będąc praktycznie pod ścianą praw ekonomii, własnych zaniedbań, przekrętów, wałków,  grzechów politycznych tej miary jak uczestnictwo w putinowskich gusłach, pozostawienie premierowi pułkownikowi wszystkich dowodów w sprawie katastrofy?

No co trzeba zrobić żeby w domach o tym się nie mówiło, by tłem prywatnej i medialnej dyskusji o Smoleńsku nie były rdzewiejące na Siewiernym pozostałości Tupolewa?

Wiem co bym zrobił.Dzisiaj na przykład, otworzyłbym z satysfakcją Szampanskoje Dukaczewskoje, wypił lampkę albo i dwie. Następnie otarłbym pot z czoła i dalej dokładał do pieca, aż do dnia błogosławionej ciszy wyborczej, a dla pewności to do 22 w dniu wyborów.

Jestem bliski stworzenia politycznego perpetuum mobile. Ono nie istnieje, ale istnieje trik - sprytne ukrycie miejsca gdzie jest dostarczana energia. Sprytne, ponieważ sami uczestnicy widowiska, ci którzy przyszli zdemaskować przekręt nieświadomie ją dostarczają.

Bardzo jestem ciekaw co by zrobili inni. Niech postawią się w teoretycznie beznadziejnej sytuacji Tuskiego rządu i jego doradców. Czego rząd się nie dotknął zamienił w gówno. Wybory za rok. Jak je wygrać? Zagrajcie sobie w grę strategiczną Tuski doradca. To nie jest trudna gra, są trudniejsze - Doradca Yaro.

PS.
Gdy to napisałem, przed wrzuceniem, na kolejnej karcie Chrome'a przeczytałem o przerwanym posiedzeniu Sądu Najwyższego. Brawo, brawo kretyni, bis!


.