sobota, 4 września 2010

Kilka słów o "sprawie" Migalskiego

Pretekstem jest dzisiejsza wiadomość z Wprost (Drugie dno sprawy Migalskiego) powtórzona przez Onet: Migalski to kretyn, miał nieświadomie przykryć sprawę podwyżki podatku VAT. (Nowa hipoteza: list Migalskiego inspirowany przez PO)

Są dwa wytłumaczenia. Albo jest to od początku do końca szczur puszczony przez POwskich macherów, albo jest w tym coś na rzeczy. Nie w tym, że Migalski to kretyn, tylko, że w PIS ktoś tak rzeczywiście myśli.
Gdyby rozwinąć tą drugą koncepcję to wg mnie można z grubsza sprowadzić to do dwóch teorii. Albo ten ktoś żyje w wirtualnym świecie twierdząc, że to "sprawa" Migalskiego przykryła podwyżkę podatków czyli pisząc szczerze ktoś jest idiotą, albo nie jest idiotą tylko świnią i chce utopić Migalskiego. Powód może być prozaiczny z takich czy innych względów go nie lubi czy widzi w nim zagrożenie lub dodatkowo chce własny błąd przykryć Migalskim. Przy okazji proszę zerknąć na wpisy MM - 1 2.

Póki co Migalski jest out, czy w wielkiej niełasce. Moim zdaniem to błąd i myślę też tak dlatego, że do czego jak do czego ale do ludzi Jarosław Kaczyński ręki nie ma. Dość wspomnieć Kaczmarka, Netzla, czy generalne całą gdańską ferajnę z Największym Płatnikiem na czele. Tym Płatnikiem, który był stawiany przez śp. Prezydenta jako wzór uczciwego biznesmena w opozycji do np. Kulczyka i Rywina. Do czasu, gdy wywrócił rząd (tutaj ciekawa, choć nieco ocieplona charakterystyka Krauzego). Przy okazji tylko dodam, że teorie o tym, że to śpioch można włożyć między bajki. Śpioch ma na widno weryfikowalny nienaganny życiorys. Kaczmarek nie mógł się nim pochwalić wystarczyło spojrzeć i zweryfikować jego CV, prokuratorskie śledztwa, które prowadził, aby nie mieć do niego za grosz zaufania. Spojrzeć byle nie przez różowe okulary.

Wracając do "sprawy" Migalskiego. "Sprawa" jest w cudzysłowie bo na razie jest po sprawie. Pisząc sławetny list, czy nawet więcej, tworząc na blogu to co tworzył, Migalski mógł i powinien przewidywać, że taki może finał. Zresztą chyba przewidywał. Przedostatni wpis (Oświadczenie) uważam za użalanie się nad swoim losem, oraz za niepotrzebne, a nawet przeciw skuteczne tłumaczenie, że nie jest się wielbłądem. Tłumaczenie zbędne, ponieważ wątpię by kogoś przekonał.

Po raz kolejny przy okazji Migalskiego chciałbym napisać o koleżankach i kolegach - blogowych komentatorach. Jest kilka spraw, które moim skromnym zdaniem są wynikiem nieporozumienia - to bardzo duży eufemizm.

Np. Do Tuska nikt listów otwartych nie pisze, nie krytykuje go, twierdzą komentatorzy. Z jakiej okazji zapytam się. Co mają krytykować skoro taktyka się sprawdza, partia jest u władzy, bierze wszystko i wygrywa.



Dalej. Mógł i powinien to załatwić po cichu. Tak twierdzą komentatorzy oraz np. pani Szydło, przyznająca na marginesie, że Migalski ma trochę racji.
- Marek Migalski powinien porozmawiać z prezesem Kaczyńskim, a zaczął wypisywać różne rzeczy na swoim blogu.
Czy europoseł Tomasz Poręba, który odleciał:
Działa cynicznie i z premedytacją, atakuje Kaczyńskiego publicznie, na blogu bo wie, że media to błyskawicznie podejmą i przekażą opinii publicznej. Czy tak robi osoba, której dobro PiS leży na sercu? Czy nie można przekazać swoich uwag i przemyśleń w inny sposób? Czy Jarosław Kaczyński, którego Migalski podobno tak ceni i któremu tyle zawdzięcza, nie ma prawa dowiedzieć się pierwszy o jego uwagach i rozterkach? Pytania retoryczne, ale pokazujące, że maska opadła.

Z "mógł" jest problem, gdyż z drugiej strony mamy słowa Migalskiego:
- A próbował Pan zorganizować wewnątrzpartyjną dyskusję?
- Próbowałem.
- A próbował Pan bezpośrednio porozmawiać z prezesem PiS przed opublikowaniem listu otwartego?
- Tak, próbowałem.

- Nie wyszło i będąc sfrustrowany opublikował Pan list?
- List nie jest dowodem mojej frustracji, tylko tego, czy obecna strategii przynosi zyski czy straty. Zresztą o liście mieliśmy nie rozmawiać.
i głos Łukasza Warzechy  (który wg bojowców jednego dnia jest wspaniały i najodważniejszy, innego - redaktorem szmatławca i kupionym za 30 ojro sprzedawczykiem).

Rację ma Piotr Zaręba pisząc: W zachodnich demokracjach debata o obliczu ideowym, a tym bardziej o taktyce partii politycznych jest dużo bardziej otwarta niż u nas. Mogę dodać, że prowadzi się otwartą i zaciekłą walkę o przywództwo pomiędzy kandydatami, frakcjami czy skrzydłami. Zupełnie nie rozumiem tych, którzy zalecają Migalskiemu by uczył się prowadzenia polityki na tzw. "zachodzie".

Wolałbym głosować na partię zwartą ideowo, która ma szansę wygrać wybory i rządzić samodzielnie. Niestety mojej partii nie ma i nie łudzę się, że w najbliższym czasie powstanie. Tyle że przestaje mi odpowiadać partia która mając choć niewielką ale szansę by powalczyć o zwycięstwo wyborcze nie, upiera się przy przegraniu wyborów. Uważam, że przy dzisiejszym układzie sił szansę na wygranie wyborów odsunięcie od władzy PO ma tylko formacja o szerokim spektrum poglądów politycznych, niestety, mogę dodać. Jeżeli PIS uprze się, że nie chce wygrać wygrać wyborów, nie będę w tym przeszkadzał.Poszukam bardziej ideowej prawicowej formacji od PISu, choćby takiej, która nie ma szans na wejście do parlamentu. W przypadku bezowocnych poszukiwań zostanę w domu.

Nie zgadzam się z też komentatorami  piszącymi, ze wpisy Migalskiego to pranie brudów, które istotnie pierze się tylko we własnym domu. To nie są brudy.

Jest jeszcze jedna, chyba najbardziej zabawna grupa komentatorów. Niespotykani często pracoholicy, piszący, żeby Migalski zamiast blogować wziął się do roboty jako euro parlamentarzysta. Oczywiście, żaden nie porównał jego nygusostwa do przykładów ciężkiej harówy euro posła Ziobro czy dwóch kolejnych, no tych, wiecie, których, no tych których strony naprawdę warto odwiedzić żeby się przekonać jak pracowicie zapieprzają w Brukseli (gwiazda 1, gwiazda 2).

Czytałem potępieńcze, często ekstremalnie chamskie pełne insynuacji wpisy, i jak to mam w zwyczaju wróciłem do starszych komentarzy i poczytałem co pisali komentatorzy (kibolami w ogóle się nie zajmuję), gdy na przełomie lutego i marca kilku prominentnych polityków PIS głośno mówiło o możliwości zawarcia po wyborach sojuszu z SLD. Prawie wszyscy nabrali wody w usta (do czasu aż się premier Kaczyński nie wypowie). Zaległa cisza, co najwyżej nieśmiałe znaki zapytania. Mnie się to nie podobało. Przypominałem co Jarosław Kaczyński mówił o antykomunizmie dekadę temu. Przeczytałem też jak wypowiadali się niezłomni, gdy była rozważana kwestia samolotu dla Jaruzelskiego. Mam rzecz jasna świeżo w pamięci komentarze, na wyprzódki udowadniające, że komunista może być patriotą i Gierek jak na garbatego był całkiem prosty.

Teraz na odwrót. Słowo o pozytywistach. Według nich rację ma Ziobro. Osobiście jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że gdyby to Ziobro był twarzą kampanii i mówił to, co teraz  twierdzi, że należało, to w urnach byłoby co najmniej 50% i jeden głos na Jarosława Kaczyńskiego. Nie trafia mi do przekonania argument, że dwa miliony ludzi z tego powodu pozostały w domu, czy wręcz głosowały na Komorowskiego. Ziobro zdaje się nie pamiętać, że w zwycięskich wyborach 2005 roku Lecha Kaczyńskiego popierał i on, ale też Adam Gierek (bez ogłaszania wszem i wobec, że I Sekretarz KC to patriota), Borusewicz, Bartoszewski, Penderecka oraz inni, których teraz nie ma.

Według tej samej grupy słupki się nie liczą, nie liczy się pijar tylko niezłomność. Wiem, że niektórym podpadnę lecz wolałbym, żeby jednak "ymydż" i picerunek się liczy. Przynajmniej mam usprawiedliwienie dla znalezienia się śp. Prezydenta w objęciach znanej adoratorki krzyża Dody Rabczewskiej. Jak ktoś nie pamięta wydarzeń z tego roku to może sobie kliknąć tu czy tu.

Zaakceptowanie głosów krytycznych nie musi oznaczać destrukcji. Niech to będzie dopuszczenie by w partii oficjalnie działały frakcje, skrzydła, tak jak to się dzieje w innych krajach. Nie żadne kopanie się pod stołem kostkach, knucie, plucie, wyrzucanie, odchodzenie.  Zdaję sobie sprawę, że z uwagi miażdżącą w tej chwili przewagę w mediach elektronicznych sytuacja jest nienormalna, ale czy jest to powód by wchodzić w buty szyte przez te media, Pod sztandarami BO I TAK, nie wyprasować koszuli bo i tak się przyczepią? Nie warto, bo i tak - nie jest żadnym usprawiedliwieniem tylko nędzną wymówką dla popełnionych błędów i zaniechań.

Gdyby najkrócej napisać dlaczego zgadzam się z Migalskim przytoczę jedną krótką wypowiedź:
Ja uważam, że nie wygramy bez Macierewicza i bez Poncyliusza. (...) Bez zaakceptowania wielonurtowości nie wygramy.

Na koniec rzecz, od której być może należałoby zacząć. Zdanie: Prawda o katastrofie smoleńskiej zmiecie rząd Tuska. uważam, za fałszywe i traktuję jak pobożne życzenie. To być może zabrzmi przykro, ale tych co uwierzą jest za mało zaś wielki świat prawdę już zna i…? Ekipę Tuska powinna zmieść już ta prawda, która jest znana na widno, prawda wynikająca choćby tylko z dokumentów rządowych i przekazów telewizyjnych. Zawarta w tym wiedza jest takiego kalibru, że Tuska, Sikorskiego, Arabskiego - cały ten gówniany gang  powinno się postawić nie tylko przed Trybunałem Stanu, ale pod ustawionym na placu Piłsudskiego pręgierzem. Na zdrowy rozum w głowie się nie mieści, że ten rząd jeszcze istnieje. Skoro tak, to nie zmiecie go prawda o Smoleńsku, nawet z tego powodu, że jej konsekwencje są zbyt duże do przełknięcia tak w Polsce a jeszcze bardziej na świecie. Jeżeli  na pasku od wypłaty, odcinku renty, wywieszce z ceną  wyjdzie prawda o stanie państwa, jeżeli ludzie spojrzą na kartkę wyborczą przez pryzmat garnka, rat do spłacenia i rachunku za prąd to przy tak prowadzonej polityce zmiecie rząd i najprawdopodobniej także opozycję. W  powstałym zamieszaniu może wygrać czysta demagogia i wtedy się przekonamy czy nie można wybrać gorzej. To najczarniejszy scenariusz. Równie czarny jest taki, że patroni z Moskwy i Berlina nie dopuszczą do chaosu w Guberni i podadzą jakąś kroplówkę. Tylko taką by Gubernator z Warszawy (ten, czy inny) nie zdechł.

PS 1.
W nie do końca swój spór wszedłem świadomie. Dopuszczam oczywiście pogląd, że się mylę. Nie będzie jednak to powód do tego by zmieniać używany od lat nick.

PS 2.
Żniwo wprawdzie wielkie ale robotników mało. Zwłaszcza w mieście dansingowego konferansjera machającego rękami. Dokładnie sześciu.


.

Brak komentarzy: